czwartek, 11 grudnia 2014

Prezenty

Z małym opóźnieniem ale jest - wpis z relacją mikołajową :-)

W tym roku Święty Mikołaj bardzo się postarał (no albo Adaś był taaki grzeczny). Pierwsze świadome prezenty w życiu Adasia najbardziej ucieszyły... mnie. Że tak się cieszy ten nasz Maluch. To chyba jest prawdziwa magia świąt - radość dzieci.

Z samego rana 6 grudnia Adaś obudził nas zwyczajnie - "tatoooo... zjub mi mleckoooooo" po czym zamilkł. Zobaczył co dzieje się koło łóżka i zwyczajnie zapomniał o mleczku. Nigdy nie widziałam go tak uśmiechniętego i tak radosnego! Razem z Małżem płakaliśmy prawie ze szczęścia... O mamo, spójś! Jeście jeden plezent!!

Po porannych radościach koło południa  (w sobotę!!) ktoś zadzwonił domofonem i przedstawił się jako poczta... Poczta? W sobotę? A to była paczka z wymianki :-)
Adaś oszalał na punkcie Myszki Miki, ciastoliny, połączenia Myszki Miki z ciastoliną... No cóż, ten zestaw, "kuku" i gra BimBom to trzy najbardziej trafione prezenty w te Mikołajki! Dziękujemy!

A teraz fotorelacja.

Nasz tegoroczny kalendarz adwentowy

Listy do Adasia od samego Elfa Pomocnika
Zestaw Myszka Miki i pierwsze próby wyciskania figurki

Mamo, ja ci nacinam tą ciastolinę! Ci!

Nasze ślimaki z ciastoliny
Tu Adaś prezentuje kuku...

...przez które świat wygląda inaczej...
I nasze ostatnie chorobowe zabawy:

Ooo jaki piękny tyglys, ale jest baldzo głodny i musis mu dać jeść mamooooo!

Wszystkie nasze klocki Duplo ułożone w ZOO.
Gwiazdka dostała polecenie dokupienia większej ilości na potrzeby tego przybytku :-)

czwartek, 20 listopada 2014

Czas wymyka nam się z rąk

Mija drugi tydzień kolejnej odsiadki domowej. Adaś znów chory. Po tygodniu w przedszkolu, przygodzie z koszykówką dla dzieci 2+ (było cu-do-wnie!), dwukrotnych odwiedzinach u Bojysa - chory. Najpierw tydzień gorączki bez dodatkowych objawów, potem przyszedł tragiczny, przeszywający, okropny kaszel, przez który mój Gaduł nie mógł powiedzieć nawet jednego słowa! Trzy razy świąteczna opieka, dwa razy normalna wizyta plus badanie krwi, moczu, wymazy...

W każdym razie siedzimy w domu znów. Jeszcze co najmniej z tydzień. Dobijają mnie już powoli codzienne telefony od 4 osób z rodziny (każda dzwoni rano i wieczorem, niektóre jeszcze w południe...) - rozumiem, że się martwią. Ale dwie z nich mieszkają RAZEM i naprawdę mogłyby się wymienić informacjami.

W każdym razie siedzimy znów w domu. Poprzednia odsiadka była czterotygodniowa, ta zanosi się na trzytygodniową. Trenujemy w związku z tym różne rzeczy - ćwiczymy rysowanie kółek i kresek (kreski są, z kółkami gorzej), lepimy z ciastoliny, układamy puzzle 30 elementów... standardy. A kiedy zagraliśmy już 15 raz w ciągu dnia w Lotto, ułożyliśmy wszystkie pudełka puzzli i rozrzuciliśmy wszystkie talie kart - olśniło mnie. Mapa.

Na naszej szafie leży wielkie pudło z naszą ukochaną, do tej pory dorosłą grą. Carcassonne. Gra w układanie mapy, zajmowanie dróg, miast i pól. Adasia wersja nie zakłada zajmowania czegokolwiek.Zakłada ułożenie wielkiej mapy (a mamy na tyle dużo płytek, że gdybym wyjęła wszystkie zajęłaby nam spokojnie pół dywanu...) a następnie ułożenie na niej panów. Panów, maszyn i świnek. Z resztą, widać to na zdjęciach.


Mamoo.. a to pasuje? O, znowu djoga! A tu świnka ma miasto be-em-wu! (oklaski dla tego pana za spostrzegawczość)


Potem poszliśmy o krok dalej i graliśmy w Scrabble. Z niespełna trzylatkiem?!
Układaliśmy słowa (ja dyktowałam jakie litery, mały je odposzukiwal w gąszczu innych, a następnie układaliśmy słowa. Jedno zdjęcie wszystko wyjaśnia.


Kto spostrzegawczy i zna się dostrzeże na zdjęciu jeszcze Pajączka. Czytamy niezmiennie od ponad roku zarówno Pajączka jak i Gąsienicę. Niektóre książki są odpowiednie dla dzieci w każdym wieku!

I tak nam leci czas. Zaraz zapuka już grudzień. Szykuję na tę okazję po raz pierwszy kalendarz adwentowy dla Adasia. Dziś byłam po materiały w sklepie, a może w weekend zabiorę się za wykonanie :-)

środa, 5 listopada 2014

Mamowo-blogowa wymiana Mikołajkowa

Zapraszam Was do udziału w tradycyjnej już Wymianie Mamowo-Blogowej :-) Szczegóły u Karlitki.


Małe oponyyy

A więc to już listopad! Przez ostatnie cztery tygodnie Adaś był chory i bynajmniej nie leżał w łóżeczku. Co tydzień sumiennie odwiedzał lekarza żeby dowiedzieć, się, czy już, już może iść do przedszkola. Cóż, przepadło mi dziecko w sidłach przedszkolnych.

Kocha to miejsce, mówi o nim moje zajińcia, uwielbia panie nauczycielki, uwielbia swoich kolegów i koleżanki. Z tego co mi Pani opowiadała wynika, że jest raczej lubiany w grupie, ma kilku kolegów z którymi się trzyma - razem budują lemizy z kloków, razem ścigają się na motorach tak sibko siiibko! A nawet ma kilka koleżanek, w tym z jedną, Jagódką, podobno nawet trzymają się za ręce! :-) Nie mówiłam, że zaraz dziewczynę do domu przyprowadzi?

Mamoooo bo Żośka mnie dziś polała hejbatą... Mamooo, Kuba mi buził moją lemizę, a ja na niego nakiciałem, zie nie wolno buzić lemizy mojej, bo ja jestem duzim chłopcem!

Rankami budzi nas głosik z łóżka obok: tatusiuuu... juś jest lano i nie wolno lano spać... Ubieramy się, jemy śniadanie, pakujemy i wychodzimy do przedszkola na dziewiątą. Pięć godzin przedszkolnych mija, niespodziewanie orientuję się zazwyczaj koło 13, że za godzinę już będzie ze mną. Powitania: widzi mnie od wejścia, leci przez przedszkole krzycząc - to moja mamuuusiaaaaaaa i wpada mi w ramiona. Czy jedziemy dziś do Bojysa? Czy jest ogójowa ziupa?
Wieczorami toniemy w przytulasach, które jeszcze nie tak dawno rozkładały się na cały dzień, a teraz się skondensowały.

W związku z problemami z kaszlem na weekend 1-2.11 wyjechaliśmy z Krakowa. Powietrze tutaj zupełnie nie sprzyja rekonwalescencji, spacery wręcz pogarszają  sytuację i prowokują kaszel Wyjechaliśmy więc, po pierwsze w związku z odwiedzaniem grobów naszych bliskich, a po drugie w związku ze zmianą otoczenia dla Adasia. Najpierw w okolice Rabki - a jak już w okolice to zawitaliśmy i do Rabki, zażyć inhalacji wokół tężni solankowej, napić się zdrowotnej wody i zakupić solankę rabczańską do kąpieli i inhalacji w domu. Stamtąd pochodzi poniższe słodkie zdjęcie :-)