Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 listopada 2014

Czas wymyka nam się z rąk

Mija drugi tydzień kolejnej odsiadki domowej. Adaś znów chory. Po tygodniu w przedszkolu, przygodzie z koszykówką dla dzieci 2+ (było cu-do-wnie!), dwukrotnych odwiedzinach u Bojysa - chory. Najpierw tydzień gorączki bez dodatkowych objawów, potem przyszedł tragiczny, przeszywający, okropny kaszel, przez który mój Gaduł nie mógł powiedzieć nawet jednego słowa! Trzy razy świąteczna opieka, dwa razy normalna wizyta plus badanie krwi, moczu, wymazy...

W każdym razie siedzimy w domu znów. Jeszcze co najmniej z tydzień. Dobijają mnie już powoli codzienne telefony od 4 osób z rodziny (każda dzwoni rano i wieczorem, niektóre jeszcze w południe...) - rozumiem, że się martwią. Ale dwie z nich mieszkają RAZEM i naprawdę mogłyby się wymienić informacjami.

W każdym razie siedzimy znów w domu. Poprzednia odsiadka była czterotygodniowa, ta zanosi się na trzytygodniową. Trenujemy w związku z tym różne rzeczy - ćwiczymy rysowanie kółek i kresek (kreski są, z kółkami gorzej), lepimy z ciastoliny, układamy puzzle 30 elementów... standardy. A kiedy zagraliśmy już 15 raz w ciągu dnia w Lotto, ułożyliśmy wszystkie pudełka puzzli i rozrzuciliśmy wszystkie talie kart - olśniło mnie. Mapa.

Na naszej szafie leży wielkie pudło z naszą ukochaną, do tej pory dorosłą grą. Carcassonne. Gra w układanie mapy, zajmowanie dróg, miast i pól. Adasia wersja nie zakłada zajmowania czegokolwiek.Zakłada ułożenie wielkiej mapy (a mamy na tyle dużo płytek, że gdybym wyjęła wszystkie zajęłaby nam spokojnie pół dywanu...) a następnie ułożenie na niej panów. Panów, maszyn i świnek. Z resztą, widać to na zdjęciach.


Mamoo.. a to pasuje? O, znowu djoga! A tu świnka ma miasto be-em-wu! (oklaski dla tego pana za spostrzegawczość)


Potem poszliśmy o krok dalej i graliśmy w Scrabble. Z niespełna trzylatkiem?!
Układaliśmy słowa (ja dyktowałam jakie litery, mały je odposzukiwal w gąszczu innych, a następnie układaliśmy słowa. Jedno zdjęcie wszystko wyjaśnia.


Kto spostrzegawczy i zna się dostrzeże na zdjęciu jeszcze Pajączka. Czytamy niezmiennie od ponad roku zarówno Pajączka jak i Gąsienicę. Niektóre książki są odpowiednie dla dzieci w każdym wieku!

I tak nam leci czas. Zaraz zapuka już grudzień. Szykuję na tę okazję po raz pierwszy kalendarz adwentowy dla Adasia. Dziś byłam po materiały w sklepie, a może w weekend zabiorę się za wykonanie :-)

czwartek, 18 września 2014

Przedszkolak

Przyszedł i na nas ten czas, kiedy Mały ruszył do przedszkola. To już trzeci tydzień, od kiedy jest pełnoprawnym Przedszkolaczkiem!

Nasze przedszkole nie jest takim zwyczajnym - są to "zajęcia przedszkolne" przy Domu Kultury. Dzieci są tam od 9 do 14 od poniedziałku do piątku, przyjmowane są dzieci, które skończyły 2,5 roku (czyli głównie takie dzieci jak Adaś, których nie objął system rekrutacji do przedszkoli, ponieważ urodziły się w styczniu/lutym), w grupie jest 12 dzieci i są 2 grupy. W planie zajęć są zajęcia ogólnorozwojowe, rytmika, plastyka, zajęcia taneczne i zajęcia z logopedą, codziennie coś innego. Nie ma leżakowania, nie ma wciskania dziecku obiadu (musi mieć ze sobą drugie śniadanie przygotowane przez rodzica). Sala jest ogromna, jest trampolina, zjeżdżalnia, motory na pedały... Jestem bardzo zadowolona z tej decyzji. Dodatkowym plusem jest cena - 80 zł za miesiąc.

Nasz przedszkolak dzielnie sobie poradził. Pierwszego dnia "papa mamoooo!" usłyszałam dopiero z motoru w drugim końcu sali. Drugiego dnia nawet się nie pożegnał. Trzeciego dnia okropnie płakał... bo za wcześnie po niego przyszłam i on "nie ce jeście iść....". 
Czasem myślę, że to nasza zasługa, że jest taki dzielny, otwarty, bez problemów wdrożył się w przedszkolne życie i tak chętnie tam chodzi i bawi się z Mojąanią i Fjankiem. Że to dzięki naszym staraniom, usamodzielnianiu go, dawaniu mu opcji, wyboru i możliwości stał się właśnie taki. 
A potem myślę, że może nie ma w tym aż takiej naszej roli. Że dzieci same wybierają jakie są, odgórnie są jakie są; że to one nam dają wybór i szansę na to, żeby pomóc im być samodzielnymi.

Nasz przedszkolaczek w drodze na pierwszy dzień przedszkolny.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Nowy, lepszy czas. Zmiany. Rozwój.

U nas znów wszystko do góry nogami. 

Pieluchy pożegnane! Poszło nam zaskakująco szybko. Wiary, wia-ry matkom w swoje dzieci czasem brakuje! Na placu zabaw powstała grupa wsparcia dla sikających bo aż trójka się odpieluchowywała. I trójka z sukcesem, szybko, razem.
Od pierwszego września przedszkole-nie przedszkole. Zajęcia dla dzieci w wieku przedszkolnym. Bo w przedszkolu miejsca dla nas nie było (Adaś ze stycznia, rekrutacja dla dzieci do końca grudnia), więc się nie będziemy na siłę prosić i wybieramy zajęcia przy domu kultury. Och, jaki wachlarz zajęć plastyczno-muzyczno-twórczych! Codziennie od 9 do 14, dwie małe grupy po 12 dzieci. Bajeczka! :-) Oczywiście ja już mam łzy w oczach na myśl o tym jaki ten Adaś już dorosły... A on? Zadowolony, nuci pod nosem jeeeśtem śobie pśećkolaciek. Uczę go teraz dużo piosenek, bo bardzo lubi, szybko zapamiętuje i potem w nieskończoność śpiewa. Mamy już opanowane Aaa kotki dwa, Panie Janie, Kolorowe kredki, Kundel bury, Sto lat... recytuje całe Siała baba mak, fragmenty Lokomotywy... Pierwsze publiczne wykonanie Lokomotywy było mniej więcej takie:
Najpiejw powoli jak ziółw... icienziale jak ziółw, i powoli jak ziółw, i powoli jak ziółw... Uf, jak gojonco, uff jak gojonco! ;-)

A ja już prawie kończę rok Nowych Studiów i jestem bardzo zadowolona, że wybrałam inny kierunek niż na Pierwszych Studiach. Jeszcze przede mną tygodniowy zjazd w drugim tygodniu lipca i koniec.

Małż rozkręca się w pracy, generalnie wszystko idzie w dobrym kierunku.

Mamy za sobą pierwsze długie rozmowy z Adasiem. O wszystkim. Mały gada odkąd się obudzi, aż zaśnie. Często pierwsze słowa rano to tato ja chce mleczko, ale nie gojonce! Albo A ge jeśt moja kopaja/wowej/hulajnoga/wóz tatata? Zdecydowanie gaduła. A rok temu martwiliśmy się, że jeszcze nic nie mówi...

Adaś tuż przed chrztem swojego wujko-kuzyna Borysa ( 22.06)

Mały kombinator...

niedziela, 25 maja 2014

Krok w stronę dorosłości

Maj to dla nas ważny miesiąc - w tym roku minęły dwa lata odkąd mieszkamy na naszym Placu. To miesiąc, kiedy zaczynają się okropne upały, a nasze południowe okna, poddasze i widok wprost na rozgrzany Plac nie sprzyjają dobrym warunkom do pracy... zwłaszcza umysłowej.
W tym roku dodatkowo ważny, bo Adaś robi właśnie kolejny krok w dorosłość - odpieluchowanie...
Ze smoczkiem poszło nam zaskakująco dobrze - odkąd zostawił go Ojajajowi nie wyciągnęliśmy go z tajemnej skrytki ani na chwilę. Zasypianie też już się skróciło, sekretem jest dobre zmęczenie materiału...
Pieluszki. Dziś drugi dzień bez.Wczoraj było super - cały spacer bez wpadki, drzewka podlane i... na schodach do mieszkania kałuża ;) To nic! Popołudniu też super, najgorzej wieczorem - miałam do prania po całym dniu cztery komplety ubrań. Dziś rano byliśmy na basenie, więc dopiero koło 10.30 ubraliśmy mu majtki i od razu podlaliśmy krzaczek. Dwuipółgodzinny spacer z dziadkiem - bez wpadki. Kałuża w kuchni u babci po powrocie ;) Ciekawe ile kompletów dziś do prania pójdzie.
Mam nadzieję, że Mały szybko załapie (w końcu nie jest już taki zupełnie mały!) i we wrześniu pójdzie bez pieluchy dumnie do przedszkola! To kolejny dobry news - jesteśmy pierwsi na liście rezerwowej, więc mamy duże szanse na państwowe przedszkole, sprawdzone przeze mnie od środka podczas praktyk.

Szukamy sposobów na to, żeby Adaś wołał, a nie mówił po fakcie rzeczy w stylu: ja posiet na balkon siku!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Czy to już?


Już po Świętach. W tym roku minęły wyjątkowo szybko. Adaś przeszedł przez nie prawie bezboleśnie. Byliśmy mocno w rozjazdach - śniadanie tu, obiad tam, ciastko jeszcze gdzie indziej... 
Dostaliśmy też paczkę z mamowo-blogowej wymianki zającowej, zdjęcia poniżej.

Smoczek poszedł w zapomnienie. W ramach coś-za-coś codziennie muszę go usypiać i śpiewać kołysanki. Nie szkodzi, jest ostatnio taki kochany, że mogłabym tak całą noc.
Wzięliśmy się też za pieluchy i mamy połowiczny sukces - większe sprawy Adaś załatwia już tylko i wyłącznie do toalety! :-) Woła, leci, ściąga spodenki... Jestem z niego bardzo dumna. Taki stan rzeczy utrzymuje się już prawie dwa tygodnie.

Dziś byliśmy na Rękawce z Adasiem - wojowie bardzo mu się podobali, nawet próbował tak śpiewać jak oni. Był z nami też mały Mikołaj z Rodzicami, którzy ze względu na swoje jeszcze małe doświadczenie wzięli na spacer tylko jedną pieluchę na zmianę ;) więc musieli się dość szybko zwijać do domu, bo wiadomo co się musiało stać...

Koniec pisania, fototime!

 Pierwsza wersja naszych Wielkanocnych kartek. Druga wersja była waciana i taka poszła w świat.

 Nasze pisanki robione z pomocą naklejek ze sklepu z owadem - wyszły piękne!


 Koszyczek Adasia. Czekoladowy baranek został zjedzony w dwie sekundy po świeceniu ;)

 Prezenty z wymianki odebraliśmy podczas rowerospaceru - od razu się przydały w czasie przerwy :-) Na zdjęciu słabo widoczna jest cudowna chusteczka na szyję w tatki i latarnie.

A tu mamowa część prezentów - za wszystko serdecznie dziękuję Ambiwalencji

sobota, 15 marca 2014

Czas płynie wokół nas, nie zostawiając prawie żadnych śladów

Szalony czas małych-wielkich zmian może już wreszcie za nami. Małż dostał nową, etatową, pracę, której musiał (i będzie dalej) poświęcać dużo czasu. Ja zaczęłam kolejne praktyki. Adaś zaczął szaleć, krzyczeć, buntować się.
Praca z dziećmi z deficytami daje mi poczucie wielkiego, głębokiego spokoju. Uświadamia mi, jak wielkim szczęściem jest mój zdrowy syn. Jak wiele szczęścia mieliśmy te ponad dwa lata temu, jak bardzo źle mogło być. Jak bardzo inaczej. 
Z drugiej strony daje mi też siłę do przezwyciężania buntu naszego Urwisa, który ostatnio płacze i krzyczy nawet o to, że go chcemy rozebrać do kąpania (teraz myślę, że trzeba było go wsadzić w ubraniu), nawet o to, że skończyło się mleko a on akurat chce kako. Bardzo, już, TERAZ, i przypomina o tym co 5 sekund.
Praca i obserwowanie bardzo kompetentnej terapeutki u której jestem na praktykach daje mi wreszcie poczucie sensu. Kiedy ona opowiada mi o efektach, kiedy ja widzę, dosłownie widzę, efekty jej pracy - to wiem, że coś się zadziało i coś się dalej dzieje. Że ta praca ma sens. Że przełamywanie w dzieciach oporu, strachu, wreszcie - wspieranie - ma wielki sens.
Dlatego chcę być taka jak ona. Opanowana, spokojna, z poczuciem misji. Chcę tak pracować. Tak niby zwyczajnie, a tak niezwykle. Taki mam plan.

Z bardziej przyziemnych rzeczy, to w ostatnim tygodniu prawie nie wychodziliśmy z palala, czyli placu zabaw. Adaś pięknie dzielił się z innymi dziećmi nawet swoją wywrotką. Raz tylko dostał piaskiem w twarz, ale tak szczerze mówiąc - należało mu się.
Spędzamy teraz we dwoje dużo czasu. Po pierwsze dlatego, że Małż pracuje, a po drugie dlatego, że tęsknię za nim na samą myśl, że od września być może pójdzie do przedszkola. Rozglądamy się, bo choć Mały jest ze stycznia 2012 roku, to jest cień szansy, że go przyjmą. Byliśmy na dniu otwartym w najbliższym nam przedszkolu (gdzie byłam rok temu na praktyce) i Adaś był zachwycony. Paniami, zabawkami, innymi dziećmi. Pierwszy do zabawy, ostatni do wychodzenia.

Z ważnych i pięknych rzeczy - Adaś narysował swój pierwszy w miarę konkretny rysunek. Płakałam ze wzruszenia kiedy rysował i opowiadał co rysuje, a potem opowiedział jeszcze raz jak skończył. Moi drodzy, oto AUTOBUS.


Dla tych, co się nie znają na dziecięcej sztuce objaśniam, że autobus jak trzeba ma:
- koła (jedno trójkątne)
- pana kierowcę z lewej strony
- drzwi z prawej strony.
Co prawda jeszcze nie widziałam autobusu, który jadąc "w lewo" miałby widoczne drzwi, ale to nic. Piękne dzieło, pierwsze takie w naszej dość bogatej już kolekcji.

niedziela, 2 lutego 2014

Mam dwa latka, dwa i pół...

Oj, Adaś już dawno sięga głową ponad stół! Ale dwa latka ma dopiero od tygodnia :-)
Czym zaskakuje nas nasz dzielny Maluch?

No na przykład tym, jak chętnie wyszukuje szczegóły na dość skomplikowanym obrazku. Uwielbia takie książeczki, a tę umiłował sobie szczególnie. Szeczóły wypisane na marginesach ma w małym palcu, więc musimy już nieźle kombinować, czego by tu poszukać... Na zdjęciu Adaś opowiada: dziadziu auto gara! Gara! Auto dziadziu bwwum bwwum! Wszystko jasne!


Zdjęcie z początku stycznia - jeszcze z dziułą na głowie...

W tle widać literę P - to kolejna pasja Małego. Litery. Ma literkowe magnesy, literki do kąpieli, literki-puzzle... Codziennie je przynosi, wysypuje i opowiada o nich. Mama, O - Ola! A - ja! Mmmm - mama! a najulubieńsza z nich to P - pupa! obwieszcza dumny jak paw i przykłada literkę do wspomnianej części ciała. Z resztą to właśnie z tego powodu na zdjęciu leży ta P tak blisko.

Mówienie - to następna zaskoczka. Długo było marnie, pojedyncze słowa, z resztą mocno wyadasiowane. Teraz można się z nim dogadać w zasadzie na każdy temat, zaczyna też tworzyć proste zdania. Nie ce pić - to pierwsza dłuższa wypowiedź naszego syna, zarejestrowana w trakcie pobytu u Dziadków, oczywiście pod nieobecność rodziców. Od tego czasu było też: ja je (ja jem), dzide tam (lub dide tam - idę tam), mama/tata cho (chodź), mama! taja! taja! cho tam! (mama! wstawaj! wstawaj! chodź tam!), ziuziu nma, ziuziu a-a-a (wiewiórek nie ma, wiewiórki śpią), ce jajo (chcę jajko), mama popa huhu (mamo proszę, huśtawka - mamy taką pokojową z sufitu) czy tata mu-mu, gi ja, nunu! (tata myju-myju, drzwi ja [zamyka], nie wolno [otwierać]). Po powrocie od dziadków zawsze opowiada nam co robił. W zasadzie codziennie mamy jakieś nowe słowo powtórzone, czy już w słowniku czynnym naszego malucha. Tu widzę największe postępy w rozwoju :-)

Sprawność manualna na niezłym poziomie. Rysunki pisakami i kredkami na adekwatnym poziomie do rozwoju - głównie poziome kreski, ale wchodzimy powoli w pionowe i spirale. Często prosi nas o narysowanie czegoś (najczęściej pupu czyli serduszka) i sam próbuje kolorować. Uwielbia paćkać się farbami (ale pokażcie mi dwuletnie dziecko, które nie lubi...), co wykorzystaliśmy do robienia laurek na Dzień Babci i Dzień Dziadka:

Adaś malował paluszkami po kartce, potem pomagał odrysować serduszka. Ja wycinałam, a Adaś je sklejał po dwa (wersja "serca na kiju" dla Prababć) lub naklejał na laurkę (wersja "serca kontratakują" dla Babć i Dziadków).
Przeżyliśmy też pierwszą przygodę z ciastoliną, którą Adaś dostał pod choinkę. Nie jadł jej, nie przykładał do buzi. Uczyliśmy się robić wałeczki i nawet wychodziły. Najlepszą frajdą było jednak rozplaskiwanie ciastoliny na stole za pomocą całej dłoni... Powtarzamy takie zabawy - lepienie to najlepsze ćwiczenia sprawności małej motoryki dziecka!

Adaś zaskakuje nas też pamięcią. Ostatnio kilka razy budził się w nocy i przerażony opowiadał: pani, pupu... dziuła ała... [+udawany płacz] tu... [pokazuje na bliznę po dziurze na brwi]. Więc opowiada historię szycia dziury, które było 3. stycznia.
Inny przykład: bierze do ręku zabawkę i opowiada od kogo ją dostał. Nawet wspomina o pradziadku Ju, z którym bawił się może dwa razy, a od którego dostał kiedyś małego misia.

Adasiu, żyj nam sto lat! Zawsze bądź taki wesoły, radosny, wygadany i ciekawski! 



czwartek, 17 października 2013

Dzień z życia Adasia

No i prawie pamiętałam. Nieco więcej niż pół roku minęło od pierwszego opisu dnia Adania, chociaż miało być porównanie co 6 miesięcy... Nie szkodzi, niewiele się zmieniło od 22 września! Rozkład jazdy z 22.03 <- pierwszy opis.

  • 7-7.30 Adaś się budzi i budzi nas wołając najpierw cicho, a potem bardzo głośno: Anu! Mama! Tata! - to Anu to o mnie, bo jestem Ania, jak się okazuje także dla Adania. Małż wstaje i robi mu mleczko poranne, po czym wraca do łóżka i śpimy jeszcze pięć minut zanim Mały zje. Potem wrzucamy Bobasa do nas, kotłujemy się po łóżku z 15 minut i wstajemy koniec końców w okolicach godziny 8.
  • Koło 10 zwykle wychodzimy na spacer, w czasie którego Adaś zjada drugie śniadanie (czasem przed spacerem). Wracamy przed 13.
  • Po spacerze Dzidź pada zmęczony i śpi od 13 do 15. Czasami, jeśli spacer był mocno wyczerpujący, to i do 16.
  • 15.30-16 Adaś je obiad, potem idziemy na spacer (chyba, że jest tak zimno jak teraz, to zostajemy w domu i szalejemy). Wracamy koło 18, bo robi się już ciemno, w lecie łaziliśmy nawet do 20.
  • Punkt 20 (albo 20.30, jeśli drzemka była do 16) Adaś ustawia się na czworakach w salonie i woła nas. Oznacza to, że idziemy się myć*. Najpóźniej pół godziny później Adaś zostaje włożony w piżamie do łóżka, dostaje buziaki, gasimy światło i wychodzimy. Zazwyczaj po 5-15 minutach śpi. Czasami Mały budzi się w nocy i kwęka cichutko tuu, tuuu, tata tuuu... co oznacza, że skopał poduszkę w nogi i należy ją odnaleźć i odłożyć na właściwe miejsce, bądź też stało się tak ze smoczkiem (używanym do zasypiania tylko i wyłącznie).
Pozmieniało się, oj pozmieniało! Czytając wpis sprzed tych 7 miesięcy zachodziłam w głowę co to był "kaszkospacer", albo jak to możliwe, że spał trzy razy dziennie? Teraz ciężko go zmęczyć - trzeba się sporo nachodzić, żeby zasnął jak...małe dziecko.

To setny wpis na tym blogu. Część (pierwsze posty) została przeniesiona ze starego bloga, ale zdecydowana większość powstała już tu. Czytając taki rzeczy jak przytoczony na początku wpis aż się łezka w oku kręci, że "to było tak dawno!".

* Nie wiem skąd wziął się ten zwyczaj, ale do łazienki zawsze idziemy na czworakach - pierwszy Adaś a za nim my. Jeśli ktoś oszukuje, to Adaś krzyczy na nas, dopóki oboje nie będziemy na kolanach ;)

Na koniec kolejny jesienny spacer nas Wisłą.


środa, 11 września 2013

A już po przerwie...

Witamy po przerwie, wynikającej z braku czasu, nawału wszystkiego i lenistwa.

Adaś ma już skończone 19 miesięcy, za rogiem czai się magiczne 20. Dużo mówi, jeszcze więcej krzyczy, wszystko wie najlepiej. Potrafi wskazać wszystko co znajduje się w mieszkaniu (włącznie z pilotem do telewizora i sandałami cioci Oli), podać co tylko się matce zapragnie, powiedzieć stanowczo "ne!" lub z błyskiem w oku "tak!".

Byliśmy z Adasiem u fryzjera. Wcześniej zaglądnęliśmy z nim tam przy okazji obcinania włosów Małża, żeby się trochę oswoił. Ale Dzidź wcale się nie bał. Dzielnie usiadł mi na kolanach i przez cały czas strzyżenia grzecznie bawił się spryskiwaczem do włosów. Nawilżył wszystko co miał w zasięgu - panią fryzjerkę, mnie, stolik, lustro, szczotki, swoją buzię... Dobrze się bawił i zaczął protestować dopiero, kiedy pani przeszła do obcinania grzywki. W ciągu wizyty wydoroślał o rok co najmniej, po złotych loczkach zostało już tylko wspomnienie i zdjęcia.


Powyżej: fryzura dobrze prezentowała się na plaży. 

Następnym razem o tym, czy warto jechać z półtoraroczniakiem przez całą Polskę na wakacje.

piątek, 26 lipca 2013

Osiemnastka

Adaś dziś kończy półtora roku. Jest już w zasadzie kawalerem, a nie małym dzidziusiem. Z każdym dniem dorośleje, codziennie zaskakuje nas tym, jak uważnym jest obserwatorem. Dużo rozmawia z nami "po swojemu", powoli zaczynamy się też dogadywać "po naszemu". Chociaż w mówieniu odnotowuję małe postępy, to jednak są. Zwłaszcza w naśladowaniu odgłosów zwierząt. Ostatnio spędziliśmy razem we trójkę wspaniałe popołudnie. Najpierw spacer przez prawie całe planty, potem relaks przy fontannie wśród zieleni. Po stawie pływały kaczki, a Adaś pokazywał je paluszkiem i wołał kła kła kła! Potem poszliśmy na plac Szczepański, gdzie jest stosunkowo nowa fontanna z wytryskującymi strumieniami wody z pomiędzy płytek. Jak to się musiało skończyć?
Skoczyliśmy do pobliskiego Rossmana po pieluszkę do wody i hops, bobas w fontannie. Tuż przed zrobieniem zdjęcia próbował wczołgać się po kamieniach do muszli fontanny. Mina mówi sama za siebie! W tle widać wyskakujące strumienie, które są rozstawione dookoła fontanny :-)
Potem poszliśmy na Rynek oglądać koniki przy dorożkach. Adaś mógłby się na nie patrzeć pół dnia! W końcu, zmęczeni, dotarliśmy do domu.

A wczoraj byliśmy na naszych ulubionych krakowskich lodach, tuż przy kładce Bernatka. Mogło się to skończyć tylko w jeden sposób:



Adasiu, kochamy Cię ponad wszystko! Bądź zawsze taki radosny jak teraz! :-)

piątek, 5 lipca 2013

ZOO i 17 miesięcy

Z lekkim opóźnieniem relacjonuję, że nasz Bobas skończył ostatnio 17 miesięcy. Jest już bardzo ale to bardzo dorosły!

- w wannie bez zmian - potrafi bawić się w nieskończoność. Umie lać wodę z konewki, polewać się po brzuszku. Robi "myju-myju" na serio w wannie: nalewamy mu troszkę płynu na rączkę (którą sam wystawia) a on rozsmarowuje ją sobie na brzuszku, nogach, rękach i czasem nawet na głowie :)


- na basenie jesteśmy w starszej grupie od trzech tygodni, a Adaś potrafi już pływać praktycznie bez mojej pomocy (oczywiście w skrzydełkach)! Ostatnim razem wcale go już nie musiałam podtrzymywać pod brzuchem (jedynie pod brodą, bo Bobinion uwielbia pić wodę z basenu...) i całe 45 minut zasuwał jak motorówka!


- potrafi w miarę bezpiecznie zejść ze schodów.


- w mówieniu niewielkie postępy. Wciąż królują mama i tata, ale dołączają do nich powoli nowe słówka: piękne i wyraźne hał, miaj, ko ko, hahaha (chyba jasne, że chodzi o konia?), bwwww, hu-huuuu. Zdarza się da co oznacza DAJ, khru khru co oznacza CHRUPKA i maaa co oznacza MASZ.


- praktycznie wszystko rozumie co się do niego mówi. Przyniesie w zasadzie każdą rzecz o którą się poprosi (i uwielbia to). Lubi naklejać naklejki (najczęściej jedną na drugiej), malować, rysować.


- ostatnio przeszedł zupełnie sam całą drogę na plac zabaw i z powrotem, po drodze szalejąc na nim jeszcze ponad 1,5 godziny.


Z okazji kolejnej miesięcznicy zabraliśmy Adasia po raz pierwszy do ZOO. Był zachwycony, każdą klatkę oglądał z rozdziawioną buzią, wszystkie zwierzęta pokazywał paluszkiem, dopytywaliśmy o to, jakie zwierzę jak robi (mój faworty - arrrrrrrr, czyli lew)



Adaś karmi baranki w miniZOO

Adaś i flamingi

Trafiliśmy do ZOO tak, że mieliśmy się załapać na karmienie słoni! Niestety Adaś zasnął na 15 minut przed i nie doczekał. A było co oglądać! :-)

czwartek, 13 czerwca 2013

Pół czerwca, truskawki, fasolka i deszcz

Prawie pół czerwca już za nami. Tak samo jak pewnie w większości Polski - deszczowa połowa. W domu nudno, na polu leje... a Dzidź szału chce dostać, bo on to by biegał po placu cały dzień i pół nocy.

Zabawy na deszczowy dzień kolekcjonujemy starannie, testujemy na Małym, wciąż się docieramy. Nasze ulubione zabawy dla prawie półtoraroczniaka:

- wyciąganie wszystkich garnków z szafki, układanie na dywanie; wkładanie mniejszych w większe, dopasowywanie pokrywek; wrzucanie różności do środka, sprawdzanie jak brzęczą.
- oglądanie albumu "ADAŚ 1" sto razy w ciągu dnia; nazywanie osób na zdjęciach, Adaś pokazuje paluszkiem osoby, które wymieniam; opowiadanie o wydarzeniach ze zdjęć.
- wyrzucanie wszystkich zabawek z pudła i wsadzanie do środka; nazywanie zabawek, kolorów, Adaś podaje to o co go poproszę.
- puszczanie przez całe mieszkanie naciąganych aut, Adaś z piskiem radości je goni.
- patrzenie przez okno na deszcz, łapanie kropel na szybie (o, to Adasia zajmuje na cały dzień).
- targanie starych gazet na jak najmniejsze kawałeczki, wrzucanie ich do pudełka.

A poza tym to się raczej nudzimy, przewalamy po dywanie, przytulamy.
W związku z taką a nie inną pogodą uczyliśmy też Adasia nowych "sztuczek". Tak więc doszło nam posyłanie całuska (najsłodsza rzecz na świecie!), "tup tup tup" czyli głośne tupanie, doprecyzowaliśmy też "myju-myju" - bez pudła trafia w głowę, brzuch, a nogi myje całe od pupy aż do palców!

Nasze czerwcowe obiady to głównie młoda fasolka szparagowa i młode ziemniaczki z koperkiem, masłem i bułką tartą, a desery to głównie ciasto truskawkowe z przepisu mojej Mamy. Kochamy czerwiec!

niedziela, 26 maja 2013

16 miesięcy Adasiowania

Od ostatniej miesięcznicy Bobionion poczynił wielkie postępy w rozwoju. A więc niech będzie szybko, 16-sto miesięczne dziecko w pigułce:
- chodzi zupełnie pewnie, praktycznie nie wywraca się na równej powierzchni, dobrze radzi sobie również "pod górkę", "z górki" czasami jeszcze potrzebna mamina ręka lub poręcz;

- po schodach wchodzi jak mistrz świata wchodzenia po schodach - trzyma się ściany czy co tam jest pod ręką i idzie. Zazwyczaj prawą nogą pierwszą, potem lewa. Chociaż jak stanie bokiem do schodów (i takie pomysły się pojawiają) to lewą nogą idzie. Ze schodzeniem nieco gorzej, ale powoli też daje radę. A jak się zmęczy to i na czworakach się da;

- je absolutnie wszystko co mu wpadnie w rękę, bardzo lubi fasolę jasia i szparagową, przegryza to kiszonym ogórkiem i popija wodą niegazowaną. Generalnie pogryzie wszystko swoimi ośmioma zębami i prawie wszystko przełknie co mu matula da. Bezproblemowy Bobas!

- dmucha w chusteczkę! Nosem! Ostatnio był chory, na szczęście bez gorączki, miał okropny katar. Podejrzał Małża jak dmucha nos, porwał czystą chusteczkę, przyłożył do noska i dmuchał. Nic nie wydmuchał, ale jak mu się przytrzyma chusteczkę i podpowie co i jak - to dmucha. Katar wydmuchany. Nie odciągamy już płaczogenną gruszką! 

- biega, non stop biega. Nosi rzeczy z miejsca na miejsce, potem odnosi tam skąd wziął. Jest bardzo porządny, książeczki odkłada na półkę, zabawki którymi już nie chce się bawić wkłada do pudełka, a kubek zawsze kładzie na podkładce. Nic tylko go kochać;

- kąpiel zaczęła być zabawą, ponieważ Bobionion przelewa wodę kubeczkami w nieskończoność. Ostatnimi czasy było to pożądane (grzeczne siedzenie długo w wannie) ze względu na moczenie dupki w ziołach, celem pozbycia się kataru i kaszlu. Podziałało!

- udało mu się raz podskoczyć. Tak bardzo się stara podskakiwać; przykuca i prostuje nogi, na końcu staje na palcach. Ten jeden raz gdy oderwał się od podłogi zakończył się donośnym BUM na pupie.

- w mowie jakby regres: w kółko TATA i TATA, ewentualnie ATA (co odczytujemy bądź jako chęć powiedzenie TATA bądź jako ADAM, lub że woła mnie, ostatecznie że coś chce żeby mu dać); zdarza się często OJA (a to ciocia), IŚ (tajemnicze IŚ może oznaczać cokolwiek, najczęściej znaczy DAJ MI TO CO CI POKAZUJE),mamy także piękne BWBW (tłumaczone na nasze jako BRRUM, bo robi tak w czasie zabawy samochodzikami), cudowne AU (czyli HAU, czyli że pies). Niestety MAMA zaginęło w akcji i pojawia się baaardzo, baaaardzo rzadko. Pociesza mnie fakt, że Małż kiedy dziecięciem był wypowiedział pierwsze słowa jak miał ponad 1,5 roku i było to pełne zdanie baba bułę daj. Wszystko przed nami.

- naśladowanie. Adaś pięknie naśladuje wszystko: puka do każdych drzwi (także tych za którymi jest gaśnica) zwijając dłoń w piąstkę, wyjmuje keczup z lodówki i "maluje" nim sobie po talerzu, pokazuje paluszkiem że trzeba przy wejściu do klatki wpisać kod, robi "myju-myju" zarówno na sucho jak i w wannie (dłońmi po brzuszku, po głowie, po nogach, po rękach...), wujek-dowcipniś nauczył go także robić "prrrr" dmuchając w czyjś brzuch. Strasznie go  to bawi, więc czasami skrada się do ofiary, podnosi jej koszulkę i... prrrrrrrrrr. Naśladuje też miny - wystawia język, marszczy nos, zamyka oczy. Przykłada dłoń do twarzy kiedy mu się tak pokaże (muszę zrobić zdjęcie, bo Adaś robiący facepalm to mistrzostwo świata). "Halo" to stara sztuczka, ale teraz działa już tylko, kiedy ma w ręce telefon - przykłada do ucha a potem przykłada mi :-)

- spanie: Adaś przeprowadził się do dorosłej piżamki, śpi bez śpiworka, a co najgorsze, zdarza mu się zasnąć beze mnie! Czemu, ach czemu on tak szybko rośnie! :(

- zachowania społeczne: wszystkim się dzieli, roznosi bo obecnych osobach z uśmiechem na ustach. Jeśli się mu powie: "zanieś to tacie" to bez pudła idzie zanieść tacie. Cioci to cioci. Babci to babci. Uwielbia nosić rzeczy od jednej osoby do drugiej, nie przestaje się uśmiechać. 

Uff, to chyba wszystko. W najbliższym czasie czeka nas pierwsze obcinanie włosów, bo zaczynają mu już wchodzi do oczu! Pani na basenie powiedziała, że niedługo będzie musiał nosić czepek ;)

To jeszcze w gratisie nasz Mały Człowiek już całkiem duży:



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozrabiaki

Dziś na placu zabaw był prawdziwy rozrabiaka. Może miał 5 lat, a może 4. W każdym razie zaczęło się tak, że wszedł na zjeżdżalnię na której był nasz Adaś i próbował go zepchnąć. Bobionion nieprzygotowany i nieznający takich zachowań prawie zleciał po zjeżdżalni na plecy, głową w dół. Prawie, bo go złapaliśmy. Nie zdążył dojechać na dół, a tamten wjechał w niego i uciekł.
Ujęcie drugie. Adaś i dwie bliźniaczki łażą po pochyłym podejściu przy małej zjeżdżalni. Podbiega Rozrabiaka, bliźniaczki wywraca, Adasia kilkakrotnie uderza w głowę i ramiona (nie wiem jak on to ustał!). Małż bierze małego w obronę, atakującego podnosi i macha groźnie palcem. Przybiega dziadek Rozrabiaki i drze się na niego obficie polewając to przekleństwami.
Ujęcie trzecie. Kamera. My już na drugiej stronie placu, Adaś chowa się za naszymi nogami jak tylko jakieś dziecko do niego podchodzi szybszym krokiem. Rozrabiaka w piaskownicy sypie dzieciom piaskiem w twarz. Wszystkie ryczą, matki tulą, dziadek klnie.
I co tu z takim zrobić? W końcu to tylko dziecko!

Z innych spraw, Adaś dziś pierwszy raz siedział w piaskownicy. Strasznie podobało mu się zanurzanie ręki w piachu aż po łokieć oraz rozsmarowywanie piasku po brzegu piaskownicy. Nie brał rąk do buzi tylko... wycierał je w bluzę (no, albo we mnie)! Takie porządne, czyste dziecko!
Ale piachu w butach z kilogram miał, jak trzeba!

Pierwszy raz również wylazł na dorosłe, duże krzesło. Trwają debaty nad tym, gdzie przenieść rzeczy ze stołu (dotychczas bezpiecznego)...


Dżiny i adidasy, w których Młody lansuje się na placu zabaw (ups, wisi brzuchol!) :-)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

14 miesięcy


Adaś skończył 14 miesięcy już kilka dni temu. Codziennie zaskakuje nas nowymi pomysłami: a to próbuje wejść na krzesło - stoi na jednej nodze, ręce i tułów na krześle, drugą nogę zgina w kolanie i ciągnie do góry - ale jeszcze bez sukcesów, a to chwyta swój grzebyk i udaje, że się czesze - nie wiem skąd to wymyślił, w końcu czesałam go tym grzebykiem może ze 4 razy w jego życiu... Albo na przykład dziś ukradł mojej koleżance myszkę od komputera "kulkową", rozbroił zabezpieczenie, wyjął kulkę, pobawił się, po czym włożył kulkę na miejsce i zadowolony pokazał paluszkiem, że się kręci. U dziadków znalazł otwarty długopis - chwycił zaraz zatyczkę i go zamknął. I oczywiście wystawia łapkę do mnie, pokazuje co zrobił i się cieszy. Podnosi okruszki z ziemi (często wyimaginowane) i mi daje. Zakłada okrągłe klocki z dziurką na patyk. A dziś nawet wsadził klocek w kształcie gwiazdki w odpowiednią dziurkę sortera!
Chodzi już całkiem zgrabnie, zarówno w bucikach jak i boso (przez większość czasu jedynie w skarpetkach lub rajtach). Niestety jeszcze niewiele mówi; jego zasób słownictwa ogranicza się wciąż do tatałała (to ja), khhhh, błabłabła i, nowość, fafafa. Wszystko to najchętniej growlując (serio!). Urozmaicił się wachlarz śmiechu - od cieniutkiego hihihi po growlujące hoho - to ostatnie jest przezabawne.
Świetnie wie, do czego służą wszelakie kubki i szklanki. Raz dałam mu makaron do przekładania z talerza na durszlak i do szklanki - do tej ostatniej nie włożył, tylko wziął ją w łapki i do buzi przykłada, że niby pije ;) Doskonale też obsługuje "grę" na moim telefonie - naciska zwierzątka a one się powiększają i wydają odgłosy, lub mazia paluszkiem po ekranie rysując kolorowy ślad. Zajmuje go to na chwilę i mogę go zostawić na podłodze samego chociaż na minutę.

Ja sama z każdym dniem czuję się bardziej mamusiowa, może to dzięki Adamowi-przytulance, który rozdaje buziaki!


Słodziak śpi. Przy buzi ukochany króliczek :-)

piątek, 22 marca 2013

Dzień z życia Adasia

Zainspirowana wpisem u Agnieszki postanowiłam ku pamięci zapisać też aktualny rozkład dnia Bobioniona.

  • 7.30-8.00 Adaś otwiera oczy. Przez chwilę się przewala w łóżeczku i próbuje wstać (nogi ma jednakże skrępowane w tak zwanym "futerale" - śpiworku i nie jest to prosta sprawa), a następnie nas nawołuje. Małż wstaje, robi mleko, karmi. Dosypiamy do 8.30 lub 9 jeśli mamy czas.
  • 9.00-12.00 to czas na swobodną zabawę, gonienie się wokół słupa, układanie klocków, rwanie kartek papieru i inne radosne brykania. Adaś jest w tym czasie wesoły, śmieje się dużo i wcale nie marudzi! Koło godziny 11 pada, i jeśli jest ładnie idziemy na "kaszkospacer" (nazwa już nieaktualna, kiedyś chodziliśmy na spacery po kaszce na drugie śniadanie), a jeśli jest brzydko to kładę go na nasze łóżko.
  • 12.00-12.30 Adaś się budzi, siada na łóżku i cichutko woła że już wstał. Dostaje drugie śniadanie, najczęściej pół bułki posmarowanej masłem i "czymś": serkiem Bieluchem, rozmamłanymi owocami, albo solo, tylko z masłem. Pokrojoną w kosteczkę dostaje w miseczce-niewysypce i wcina.
  • 12.30-15.00 Czas na spacer, zabawę, harce i bieganie. Około 15 Adam zjada obiad i pada do spania.
  • 16.00-20.00 - Adam ponownie się budzi i znów idziemy balować. Około 20 przygotowuję mu nocną kaszkę, przed 20.30 jest już najedzony, wykąpany i gotowy do spania. Usypia zwykle w 15 minut, czasami schodzi 20, wszystko zależy od stopnia zmęczenia.
Wszystko się szybko zmienia, ale ten rytm utrzymuje się już od dłuższego czasu. Czasem zdarza się, że Adaś obudzi się później (raz nawet spał do 10!), wtedy ucina sobie tylko jedną drzemkę przed obiadem, a czasem, kiedy wstanie wcześniej śpi trzy razy.
Mam nadzieję, że za pół roku będę pamiętać o porównaniu!

piątek, 15 marca 2013

Przyplątała się choroba


Adam odkąd po urodzeniu się wyszedł ze szpitala ani raz nie chorował. A jak teraz się już zdarzyło, to z grubej rury! Przez kilka dni wieczorami miał katar. Przez ostatnie trzy dni pojawił się też w ciągu dnia. Woda morska już nie dawała rady, a kiedy dołączyła do tego temperatura 38,5 od razu pobiegłam z nim do lekarza. No, nie tak od razu, bo zanim się dodzwoniłam do rejestracji to minęło trochę czasu. Na szczęście było jeszcze miejsce i godzinę później byliśmy już w gabinecie. Mój biedny choruniek! Taki był ciepły, ja na złamanie karku leciałam do lekarza, a babka się mnie zapytała, czy dałam mu coś na temperaturę. Oczywiście nie pomyślałam o tym w tym krótkim czasie w domu, zrobiłam więc zmartwioną minę i wytłumaczyłam się, że to jego pierwszy raz i tak się zdenerwowałam, że zapomniałam. Po osłuchaniu i opukaniu pani doktor poleciła trzymać bobasa mocno i próbowała zajrzeć mu do gardła. Adaś z natury jest "kopliwy" więc dostało jej się parę razy, zanim "dokopała się" do gardła. I zrobiła wielkie oczy.
No więc mamy ostre zapalenie gardła i nosa, antybiotyk na 6 dni, Nasivin do nosa, gile do pasa (przynajmniej wychodzą, na początku nic nie schodziło...) i przede wszystkim smutnego szkraba. Jest taki spokojny, siedzi i patrzy przed siebie przez większą część dnia, przytula się, pokłada... Tak mi go szkoda! Te szkliste oczka, wypieki, ciepłe nóżki...
Dobry wybrał czas, bo dziś był ostatni dzień moich praktyk. Prawie się popłakałam jak wychodziłam ze szkoły, tak było fajnie. Co prawda jeden chłopiec mi powiedział że się na mnie obraża, nie lubi mnie i uważa, że nie powinnam być nauczycielem i jestem głupia, ale wyrównała to jedna z dziewczynek mówiąc, że ona by chciała ze mną tysiąc godzin mieć lekcje. Wychowawczyni powiedziała, żebym się nie przejmowała. Ten chłopiec jest wychowywany bezstresowo (cokolwiek to znaczy), poszedł do szkoły jako sześciolatek (mimo negatywnej opinii z poradni) na życzenie rodziców, na wszystko odpowiada "nie".  Zostały dwie minutki, pisz szybko. NIE. No to oddaj kartkę. NIEDogaduje, przeszkadza, rozbija zabawę innym dzieciom. Na wuefie specjalnie nie łapał piłki na złość innym dzieciom, a kiedy wzięłam go za rękę na bok, żeby go upomnieć to mi powiedział, żebym go nie traktowała jak niewolnika. Wychowawczyni powiedziała, że rodzice nie chcą z nią współpracować, że w kółko powtarzają, że "nie pozwolą mu zrobić krzywdy". A tak na prawdę, to oni go najbardziej skrzywdzili - siedmiolatek jest aspołeczny, niemiły, bez szacunku do nauczyciela (nawet do wychowawczyni, bo że do mnie to jestem w stanie zrozumieć).
Adaś zakłada drewniane krążki na patyk i buduje tak wieże. Świetnie mu idzie celowanie dziurką! A największy sukces ostatnich kilku dni: Bobinion potrafi pokazać oko i nos u maskotek i u ludzi też! Taka jestem dumna!
Adaś bez większych problemów obsługuje dotykowy telefon...

piątek, 8 marca 2013

Pójdź królewno konwalie ze mną rwać


Pierwszy tydzień w szkole za mną. Nie stresowałam się tak jak w przedszkolu przez pierwsze dni, bo z dziećmi szkolnymi miałam całkiem sporo do czynienia (w porównaniu do doświadczeń przedszkolnych). Sporo się nauczyłam ze względu na tematy jakie mi się trafiły - wodne zwierzęta. Klasa jest nieliczna, zaledwie 18 uczniów, ponieważ jest to oddział integracyjny. Jest drugi nauczyciel i ogólnie komfort pracy jest nieporównywalny z 30-sto osobową masówką. A jeśli dwoje uczniów w szpitalu, ośmiu chorych i na lekcjach jest ośmioro dzieci... Cudownie jest, wspaniale. Ani raz nie musiałam podnieść głosu czy poważniej ich upominać.
Byliśmy na kontroli w naszej Najulubieńszej Poradni u Pani w Kocich Okularach. To trzecia z rzędu "już ostatnia" wizyta, a kolejna w czerwcu... Adaś waży 10 740 i podobno jest na górnej granicy prawidłowej wagi! Nie wierzę w to, jak dla mnie jest w sam raz - ani nie ma wałeczków ani nie same kości. Ma 79 cm na wysokość (tak, tak, w końcu nie "na długość!") i pięknie się rozwija. W tej wizycie była ważna też jeszcze jedna rzecz - jechałam z nim tam tramwajem bez wózka! Wyszliśmy z domu wcześniej, bo była piękna pogoda i Adaś szedł sam na nóżkach na przystanek i potem do przychodni. Bardzo grzecznie czekał w poczekalni, siedział cichutko na krześle i rozglądał się dookoła. Po drodze dopadło nas coś, co dopada chyba każdą mamę z małym dzieckiem. Starsza Pani Radząca. Przyzwyczaiłam się do Babcinych "czy nie jest mu za ciepło/za zimno w kurtce/szalika/w butach...", ale obca baba, która pyta mnie z oburzeniem "CZY ON TAK ZAWSZE CHODZI BEZ CZAPKI??" mocno mnie zdenerwowała. Na czas zdążyłam ugryźć się w język (całe szczęście że już wysiadała). Ja wiem, że to z dobrej woli, że ona po prostu MUSI zwrócić uwagę. Grrr!

A tak się cieszył z huśtania na huśtawce.
Do nowości w ostatnim czasie muszę obowiązkowo dopisać moją największą dumę - wreszcie zupełnie sam pije z kubka z dzióbkiem! Nie tylko kiedy jest pełny i nie trzeba przechylać, ale do ostatniej kropelki. Przechyla główkę, rączki w górę z kubeczkiem i elegancko siorbie. Od kilku dni wstaje na środku pokoju - z siadu klęka, potem na jedno kolanko (jakby się oświadczał), hyc do góry pupę i stoi! Byliśmy też pierwszy raz na placu zabaw celem zapoznania Pana Adama z oprzyrządowaniem. Na naszym placu zabaw jest wydzielona część dla mniejszych dzieci, ze specjalnymi huśtawkami, małą zjeżdżalnią, osobną piaskownicą... Oczywiście wygrała huśtawka. Adaś biegał po placu zabaw piszcząc i krzycząc z zachwytu! 

czwartek, 28 lutego 2013

Pierwsze razy

Z Adasiem zaliczyliśmy już wiele pierwszych razów. Ale chyba żaden mnie tak nie rozczulił jak ten dzisiejszy. Adaś dzisiaj pierwszy raz był na spacerze na własnych nogach! Na zdjęciu powyżej ze mną za rączkę, ale chodził też troszkę sam. Oczywiście pierwsze co mu się spodobało to gołębie, które namiętnie goniliśmy (na szczęście na naszym placu jest ich pod dostatkiem). Przy każdym kroku się śmiał jak szalony, biegał, tupał, podskakiwał! Nasz maleńki, maluteńki Adaś, który jeszcze nie tak bardzo dawno leżał nieruchomo szczelnie owinięty w rożek. Jakoś mniej-więcej teraz wypada rok od pierwszego spaceru w wózku - to zupełnie nie do pomyślenia, że kiedyś był taki maciupki i nic nie potrafił! Popłakałam się ze szczęścia na tym spacerku i nie mogę się doczekać kolejnego!

Dziś również Adaś złożył ze sobą dwa klocki Duplo. Nie jeden raz, nie dwa, ale przez pół godziny rozkładał i składał. Raz się udawało, raz nie, ale jak już połączył to sam sobie bił brawo :) Kocham go, najbardziej na świecie!

piątek, 22 lutego 2013

Kroki milowe


Uff...
Walentynki już dawno za nami. Pierwsze kroki Adama dawno za nami.
Gdyby ktoś tydzień temu powiedział mi coś w stylu Twój malutki Adaś za tydzień będzie sam chodził to bym nie uwierzyła. Już tyle razy miało to nastąpić, już tyle razy próbował i w ostatnim momencie rezygnował! A dzisiaj? Dzisiaj Adaś zapyla przez całą długość pokoju, wstaje przytrzymując się czegokolwiek i idzie. Z misiem w rękach. Z książeczką (zaczytany). Z kawałkiem bułki w buzi. Idzie do mnie się przytulić, do stołu coś ściągnąć, do książek coś nabroić. IDZIE. Adaś chodzi. Dziś nawet udało mu się raz samodzielnie bez trzymanki wstać z podłogi do pionu!
Pierwszy tydzień praktyk w przedszkolu za mną. Jest gorzej niż przewidywałam. W poniedziałek jako-tako. We wtorek po powrocie natychmiastowa pigułka na ból głowy. Wczoraj rozwalone zajęcia. Dzisiaj rozwalone zajęcia. Nauczycielka okropna, odnosi się do dzieci jak do dorosłych, mówi niepoprawnie po polsku, przekręca wyrazy, drze się okropnie. Każe dzieciom się bawić w to, co ona sobie wymyśliła i rzuca tekstami w stylu "masz się z nami bawić, bo jak nie, to wylatujesz do maluchów na leżak". "Czy ty jesteś normalna?", "Musimy w końcu się za nich wziąć, bo są okropni!" (rychło w czas, wszakże to dopiero pięciolatki!!) są na porządku dziennym. Dziewczynka lata z nosem umazanym od pieczątki - zero reakcji. Inna siedzi gołą pupą na podłodze bo jej się rajtki zsunęły - zero reakcji. Dzieci łażą po sali i się nudzą - zero reakcji. Przynajmniej tak jest od 13 do 17, bo tak byłam w tym tygodniu. Jak już popołudniu było ich mało i się nudziły to ćwiczyłam z nimi rysowanie od szablonów (są bardzo słabi graficznie), albo składaliśmy origami, albo ptaszki ze skrawków papieru. Dzisiaj rysowaliśmy księżniczki. No i usłyszałam, że jestem najfajniejszą panią na świecie ;-)