Wczoraj był podwójnie ważny dzień - po pierwsze były moje urodziny, a pod drugie grała Orkiestra.
Pierwszy powód ważny może tylko dla mnie i dla moich najbliższych, ale w związku z nim spędziliśmy miły, rodzinny dzień, a w sobotę była nawet mała impreza. Oczywiście nie obyło się bez kilku "kiksów" przy stole, ale to u nas standard.
Druga okazja ważniejsza, szczególnie odkąd urodził się Adaś. Jako maleńkk wcześniaczek pierwsze dwa tygodnie życia spędził w inkubatorze, podpięty do pomp i różniastych innych urządzeń. Wszystko oserduszkowane. Podobno 90% inkubatorów w Polsce to inkubatory Orkiestry. My zawsze wspieraliśmy tę inicjatywę, ale od dwóch lat wspieramy mocniej, bo mamy w pamięci te trudne dni i inne maluchy, które potrzebują pomocy.
Dziś jestem już daleko od domu, na podkarpaciu. Mieszkam w "kameralnym hoteliku w meksykańskim stylu", więc można się domyślić jak to wygląda - prawdziwy meksyk... Żółte ściany, odpadająca bateria nad kranem, uschnięte kaktusy, plastikowe kapelusze... Masakra. Wyrwałam się z domu na dwa i pół dnia do pracy, a już tęsknię za moimi chłopakami. Są bezpieczni u jednej z babć, to się chociaż nie martwię :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz