Adaś się postarał i zaczął sam chodzić! Kroczek za kroczkiem! Od szafki do mamy, od mamy do taty, od taty do pudła z zabawkami... Piękne! Najsłodsze! Może nie jest to chód modelki (raczej kaczkowy), może nie przebiegłby maratonu, może nie zawsze mu się chce - ale nie poddaje się mimo licznych upadków i przede wszystkim jest to najbardziej urocza rzecz na świecie. Tu trzy kroki, tu cztery... Coraz częściej zwyczajnie puszcza się ściany i idzie. W takich chwilach wybaczam mu to, że jest takim niemożliwym złośnikiem (dzisiaj była 10-minutowa awantura o pilota), że mu zęby idą i znowu spał z nami w łóżku, a nawet to, że mówi do mnie "tata".
Nauczył się też głaskać (wreszcie nie bić!) nas po twarzach, kiedy zapytamy:cacy mama? Cacy tata? Ojj, nie wiem, czy to i buziaki ćwiczone już od dłuższego czasu nie wygrywają na skali słodkości z kroczkami!
Dzisiaj na deser w ramach urozmaicania diety Adam zjadł swoje pierwsze w życiu ciastko upieczone przeze mnie. Konkretnie biszkoptową muffinkę. Tak się zajadał, że aż miło było patrzeć :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz