Dzisiejszy dzień znów upłynął nam pod znakiem czerwonego serduszka WOŚP. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to napiszę, że my bardzo wspieramy Jurka Owsiaka i Wielką Orkiestrę. W zasadzie od zawsze, ale zwłaszcza od zeszłego roku, kiedy urodził się Adaś, i pierwsze tygodnie swojego życia przeleżał w inkubatorze z serduszkiem podłączony do pomp z serduszkiem i "pikaczem" (również z serduszkiem) założonym na palcu. Dzisiaj dla odmiany Małż mój z zespołem grał koncert na rzecz WOŚP w Miechowie, a ja byłam razem z nimi. Dali na aukcję swoją płytę i ktoś ją kupił! Potem jeszcze my licytowaliśmy koszulkę z serduszkiem i udało się! Wygraliśmy, a pieniądze przekazaliśmy rzecz jasna na główny cel.
Dzidź w tym czasie był znowu u dziadków. Zamęczymy ich z tym Adasiem! Jutro mają nam wymieniać zamek w drzwiach i ma przez cały dzień zionąć dziura po starym zamku, w związku z czym przyjeżdża jedna z babć - do pilnowania domu i Małego. Znów proszenie o pomoc w ostatnim momencie...
Po dwóch ciężkich nocach (z tego jednej bardzo ciężkiej - spaliśmy może dwie godziny przez Adasiowe zębóle) nadeszła wreszcie noc dobra. Mały przespał ciurkiem od 21 do 7.30. Zwykle też tak śpi, ale czasem się przypadkiem przewróci na brzuch (=pobudka, odwrócenie, zaśnięcie) albo kaszlnie (=pobudka, znalezienie smoka, spanie) albo coś zamruczy (=obudzenie, sprawdzenie, spanie) albo głośno westchnie i tak jakoś się przebudzamy kilka razy w nocy. Przyznaję - Małż wstaje i głaszcze, odwraca, wsadza smoka, sprawdza... ale ja też się czasem budzę (ach ten twardy sen...) więc wiem jak to wygląda. A z wczoraj na dziś - nic. Ani razu! Nawet się sami z siebie obudziliśmy i Małż sprawdzał, czy Adaś jeszcze jest w łóżeczku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz