Dzisiaj wielki dzień - nasz bobas skończył 5 miesięcy. Jak co miesiąc przypominamy sobie, jak to wtedy było. Ciężko, ale o tym może innym razem. Dzisiaj wielki dzień - bobas zaczął rozszerzanie diety, i "zjadł" jakieś 5 łyżeczek zmiksowanej marchewki z ziemniaczkami. Dla każdego, kto ma dziecko jasne jest, dlaczego napisałam >>"zjadł"<<. A dla tych, którzy nie mają - proszę, przypomnijcie sobie dowolny serial/film w którym ktoś karmi małe dziecko czymś kolorowym. Tak, cały pokój i dziecko są potem w tym kolorze. Na szczęście nasz pokój jest pomarańczowy, więc marchewka się nie rzuca jakoś bardzo w oczy. Gorzej z moim ubraniem; widać, że jestem niedoświadczona, bo ubrałam się na jasnoniebiesko. Bobas próbował ssać łyżeczkę, ale potem jakby troszkę załapał o co biega, i otwierał buzię, a ja mu wsadzałam jedzenie i wycierałam o górną wargę. Dzisiaj nasz brzdąc odkrył też, że jak umie wyjąć smoczek z buzi, to może go też wsadzić z powrotem. Szkoda, że nie odkrył jeszcze którą stroną.
W piekarniku właśnie pieką się bułki. Znów potwierdzam, że przepisy kłamią!!! Szklanka mleka na kilo mąki, to dużo za mało. A Adasia nie interesują bułki, tylko lew Leon na piłce (z IKEI), który jest grzechotką, i który super się wsadza do buzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz