Spędziłam dziś urocze 3 godziny na uczelni, w kolejce po wpisy. Wszyscy prowadzący są uroczy, kiedy pytają o Małego Adasia - udają lekko zażenowanych, i to, że ich to obchodzi. Dodatkowo Babcia przyszła z papierami z urzędu, dotyczącymi becikowego, zasiłku rodzinnego oraz dodatku mieszkaniowego. Razem 17 załączników=24 strony do wypełnienia. Świetnie. Do każdego papierka jest telefon do osobnej pani zajmującej się danymi danymi - np. jest osobna pani od tego, kto i jakie ma przynieść zaświadczenie z uczelni. Albo kogo wpisać jako właściciela mieszkania. Każda sprawa ma swój numer telefonu.
Obiad - pychota. Wciąż młode ziemniaczki w mundurkach, 400g fasolki szparagowej z bułką tartą i kotlety. Mniam, tak dawno nie było u nas mięsa (bo nie lubię go robić i czekam aż któraś z Babć zrobi więcej - spryciula!), że aż się stęskniłam.
Małż ma egzamin, więc udaje, że się uczy. W ramach uczenia się poszliśmy na półtoragodzinny spacer wzdłuż Wisły i po nieznanych nam regionach Podgórza. Hm, całkiem tam ładnie. A wszystko po to, żeby Adaś poszedł spać, potem obudził się na jedzenie i nie spał aż do następnego karmienia. Wiadomo, żeby go potem wykąpać, nakarmić i lulu.
Mały właśnie bąbelkuje śliną, wsadza ręce (obie) do buzi, wyciąga trochę śliny i rozsmarowuje sobie po twarzy. Maseczka dla urody i zachowania gładkiej cery. Dziś ani raz nie powiedział "gej", aż jestem w szoku. W kółko tylko khiiiii, khiiiii i khiiiii.
W życiu małżeńskim same dobre rzeczy, mój Małż, ćmobójca, zaciupał dziś ćmę wielkości talerza. No, takiego małego talerzyka. Wleciała mi prosto w twarz kiedy rano wychodziłam z domu. Z radości wrzasnęłam i pobiegłam - prosto w słup z lodówką. Adaś też się ucieszył z mojego krzyczenia, i zaczął od razu płakać z przerażenia. Więc całe lewe kolano moje to jeden siniak. Nie bardzo mogę je zginać. Poza tym nikt nie ucierpiał. Nawet ćma, jak właśnie się dowiedziałam, ponieważ została wyrzucona przez okno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz