Środa to bardzo szczególny dzień dla mnie i dla jeszcze jednej osoby. W szkolnych czasach "środa" równało się tarzanie się po podłodze ze śmiechu. Środa to był czas najlepszych akcji, najlepszych tekstów i najlepszych żartów. Czasem w ogóle bez sensu. Tylko we środę można było iść lepić bałwana zamiast na lekcje. Tylko we środę można było bezkarnie przynieść poduszki na dwie matematyki pod rząd, które nota bene zaczynały się o 7.30. Tylko we środę można było na lajcie śpiewać w głos bardzo, BARDZO głupie piosenki. A dlaczego o tym piszę? Bo dziś jest środa. I już nic takiego się nie dzieje. Ja, udomowiona kura, tęsknię bardzo za tym, że w każdą środę było tak, że aż się chciało rano wstawać, że nie straszna była kartkówka z biologii, że wszystko było możliwe. We środę. Dziś ta szczególna dla mnie osoba, M., była u nas w odwiedziny. Pierwszy raz odkąd tu mieszkamy. I popchnęło mnie to do refleksji o sile przyjaźni. Bo jeszcze tak niedawno (w końcu nie jestem jeszcze taka stara) chodziłyśmy razem na wagary, w poniedziałki między szkołami na pizzę, a codziennie wieczorem wisiałyśmy na telefonie do późnej nocy. Tak właśnie było. A teraz widujemy się raz na... No od Ślubu widziałyśmy się całe 4 razy włącznie z dzisiaj i chrztem Adasia. Nie mamy poza tym żadnego kontaktu, nie piszemy do siebie maili (a mam chyba ze 100 maili od niej z okresu kiedy dawno temu nie widziałyśmy się przez miesiąc), nie dzwonimy do siebie. Kurcze, aż mi się smutno zrobiło.
Co do małego Adasia, to byliśmy w poradni rehabilitacyjnej dziś, i zrobiliśmy dobre wrażenie. Pani lekarka była zachwycona postępami naszego bobasa, a w piątek zaczynamy rehabilitację całą gębą, 10 spotkań w dwa tygodnie. Dziś odnieśliśmy też mniejszy sukces - Adaś zjadł papkę marchewka-indyk w proporcji 2:3. Sam indyk go mocno odrzucał, dlatego dodawaliśmy go po troszku do marchewki, ale dziś spróbowaliśmy do niego dodać marchewki. I udało się! Dodatkowo mleko następne je już dwa razy w ciągu dnia i nie narzeka :-)
Ciocia Ola dostała się na UJ na geografię! To kolejny sukces dnia dzisiejszego (lub wczorajszego). W związku z tym miałam dziś miłą wycieczkę na kampus na Ruczaju - straszne, okropne zadupie. Byłam tam może ze 3 razy w życiu, ale tam normalnie nie ma nic do oglądania. No, kampus sam w sobie jest całkiem ładny. Złożyła Ciotka papiery i jest już OMC studentką. Pięknie. Jutro jeszcze mają być wyniki na UP, ale to chyba tylko formalność.
Kwiatki jakby przywiędły, bo znów zapomniałam ich podlać. Na szczęście wyręczyła mnie przechodząca obok burza.
----------
Dzisiejsza środa jednak nie jest taka najgorsza:
Małż: ej, co tam piszesz?
ja: bloga.
Małż: a piszesz coś o mnie?
ja: nie, piszę o środzie.
Małż: a co było we środę?
ja: hm, dzisiaj jest środa...?
Małż: <szok> a no tak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz