No i w końcu wszystko jasne. Byliśmy dziś u lekarza odebrać wyniki z badania krwi z drugiej połowy czerwca. I nie jest źle! Jest nawet całkiem nieźle, może jeszcze nie super, ale lepiej niż było (mimo, że odstawiliśmy Adasiowi wszystkie leki). Mały ważył dziś już 6940 g, czyli, że od urodzenia przytył już 5010 g! Zapytałam pani doktor jak to jest z tym rozszerzaniem diety. No i wszystko już wiem. Skoro nie smakuje zupka jarzynowa z indyczkiem - dawać smakującą marchewkę i dodawać do niej powoli indyka. Wymienić jeden mleczny posiłek z Bebilonu 1 na 2 (o matko, Adasiu, jesteś już taki duży?!). Wstrzymać się z glutenem - o, do tego nie jestem przekonana. A bo czytałam, że jak za późno się wprowadzi, to może dziecko mieć potem z nim problem. Kurde, już otworzyłam kaszkę manną, chyba sama zjem w takim razie.
A może teraz znów o moich przybranych dzieciach: bananowcu, ananasie i pelargoniach. No wiec bananowiec ma się nieźle. Trochę od gorąca klapią mu liście, ale po podlaniu przez noc się podnosi ładnie. Dwoje z jego dzieci wciąż jest przy nim, dzielnie rosną. A to oddzielone przedwcześnie też żyje, ale widocznych, zapuszczanych korzeni ani widu ani słychu. Ananas - to zagadka. No stoi sobie na parapecie, wygrzewa się na słoneczku, ale coś schnie, więc chyba się nie przyjął. A pelargonie kwitną jak porąbane - mieszkamy na czwartym piętrze, a z dołu świetnie widać czerwone kule naszych kwiatków.
Mały Adaś bierze się do siadania jak mało kto. Tak się podciąga na kolanach że hej! Strasznie mnie to wzrusza, bo wciąż pamiętam jaki był malutki i szmaciany okropnie jeszcze całkiem niedawno. Ech, dzieci tak szybko rosną!Zaraz zaczyna się kolejny Harry Potter, także mam nadzieję, że mały będzie grzeczny i da mamie poprzypominać sobie dzieciństwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz