piątek, 13 lipca 2012

Bezdomny

To może trochę o dzisiejszym dniu. Bałam się rano, że nie zdążymy (jak zwykle) do lekarza z małym, ale miło się rozczarowałam. Byliśmy nawet półtora minuty przed czasem! Pani rehabilitantka była niesamowicie miła i bardzo starała się żebyśmy ją polubili. Wszyscy - włącznie z Adasiem. Delikatnie się z nim obchodziła a jak zaczynał się złościć - to go uspokajała zamiast wkurzać dalej. To miłe, że trafiamy na same miłe osoby związane ze służbą zdrowia. Jedyna babka niemiła była na noworodkach w szpitalu, i nie pozwalała mi i Małżowi razem wchodzić do Adasia ("bo tu jest strasznie duszno, a poza tym jeden rodzic do jednego dziecka") nawet jeśli poza nami była tylko jedna osoba. Ale później same pozytywy. Kobieta ze szpitala z poradni neonatologicznej - zawsze uśmiechnięta. Pielęgniarka co krew pobiera robi to tak, że Adaś zawsze wychodzi od niej roześmiany. Pani od szczepień - lekarka to moja faworytka ulubiona, najlepsza, najmilsza; pani która bezpośrednio szczepi tak fajnie zabawia dzieciaki, że nawet nie zauważają kiedy się wkłuwa. Normalnie wszyscy ludzie którzy tam pracują a z którymi się spotkałam już są świetni i mają genialny kontakt z moim dzieckiem.
No więc nie spóźniliśmy się dziś. Pani Marzena była zachwycona bobasem, z resztą z wzajemnością. Zwłaszcza jak pokazała małemu klocki. Toczyli się po gigantycznej gumowej piłce, po wielkim wałku. Przetaczali się z boku na bok, wywracali się do góry nogami, naciągali boczki, ćwiczyli mięśnie szyi. 
Po półgodzinnych zajęciach Adaś miał już zupełnie dość i zaczął się mocno denerwować, krzyczeć i wierzgać wszystkimi odnóżami. Zapakowaliśmy się do wózka i pojechaliśmy do jednej z Prababć. Ta oczywiście zachwycona wnukiem (jakby inaczej!), poczęstowała nas prawieobiadem, odprowadziła na prawiezakupy, a potem wróciliśmy prosto do domu.
Jestem taka dumna z moich chłopaków - obu, dzidzi i Małża. Są strasznie dzielni i dobrze dają radę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz