sobota, 30 czerwca 2012

A. A.

Artur Andrus - "Myśliwiecka", to mój dzisiejszy nabytek. O tak! Chcę krzyczeć cały czas, zwłaszcza przy "Podrywie na misia".
A u nas tak: kryzys kłótniowo-cichy zażegnany, znów śpimy w jednym łóżku, i nawet ze sobą rozmawiamy. Staram się kontrolować swoje zachowania, i obserwować, czy może Małż ma rację, czy może ja mam rację. I gonię go do obowiązków do których się zobowiązał.
Rozszerzania diety ciąg dalszy. Brakuje mi poradników, bo nie chciałabym czegoś zepsuć i Adasiowi zrobić źle. Ale staram się. Na śniadanie Adaś je mleko, potem znów mleko. Na "obiad" dostał dziś już 7 czy 8 łyżeczek hippowskiej marchewki z ziemniaczkami - to piąty dzień, a skutków ubocznych na razie nie stwierdziłam żadnych. No i do tych marchewek oczywiście butelka jeszcze. W tak zwanym międzyczasie, w związku z upałami, też hippowa, herbatka koperkowa na zimno, a na deser, tak z półtora godziny po obiedzie, pierwszy raz dostał jabłuszka (a nawet nie wiem czyje, chyba gerberowe), zjadł całe dwie łyżeczki, i chyba mu dość smakowało :-) Na pozostałe posiłki szama mleko, ale od przyszłego tygodnia mam zamiar dokładać mu kaszkę do mleka na noc - wprowadzać będziemy gluten. Co się naszukałam kaszki z glutenem, żeby była nie po 7. ale po 5. miesiącu, to moje. No ale znalazłam i czeka już na Małego Adasia.
Dobra, obiecałam mu, 12 minut temu, że za 10 minut pójdę się z nim bawić, więc idę.

piątek, 29 czerwca 2012

z nieba

Dziś ważny dzień - wizyta kontrolna w poradni wad i zaburzeń rozwoju. Na szczęście wypadła dobrze, Adaś pochwalił się swoimi umiejętnościami podnoszenia głowy i innymi takimi.
Waży już 6800 i mierzy 64 cm.
Po wczorajszej kłótni nastały ciche chwile. Nawet spaliśmy osobno. Potem, już dzisiaj, jak wracaliśmy od lekarza, wybuchła bomba, na plantach, tuż przy Wawelu. Nie umiem sobie z tym poradzić. Przerasta mnie bycie superżoną i supermatką. I normalnie wybucham, jak wulkan. A cała lawa płynie prosto na Małża.

Ciocia Ola jest z nami dziś cały dzień. Zdała maturę i teraz bawi Adasia.

czwartek, 28 czerwca 2012

Nie dla rodzin studia

28.06.2012
Co za beznadziejna beznadzieja! Uczelnia nie przewiduje pomocy materialnej dla młodych rodzin studenckich, ani zapomogi z tytułu urodzenia się dziecka. Mimo, że wydatków jest więcej niż ten becikowy 1000 zł, i każdy to doskonale wie. Niby uczelnia mająca kształtować wrażliwość, postawę pro-dzieci, nauczycieli...! Bez sensu.
Dziś 3-ci dzień Adasiowego nowego jedzenia. Bardzo ładnie mu idzie, dziś już powtarzał za mną szerokie otwieranie buzi, a ja w tym czasie wsadzałam łyżeczkę z jedzeniem do jego buzi i o górną wargę wycierałam jedzonko. Jak on strasznie szybko rośnie!
Jutro idziemy do lekarza, do poradni wad i zaburzeń rozwoju. To zważymy i zmierzymy maluszka.
W końcu, po 5-ciu miesiącach, złożyłam podania o dwa becikowe. Bo u nas są dwa - ustawowe i gminne, a jeszcze jak się ma zasiłek rodzinny to można dostać i trzecie.

Ale jestem zła.
Kochany Małżu.
Tak wiele mówisz o myśleniu "MY" a nie "JA i TY". Tyle ustaleń przedślubnych podewzięliśmy. O tym, że będziesz robił mięso. Że się dzielimy obowiązkami, że nie będę kurą domową jak Twoja mama. Że oboje robimy poświęcenia i mamy czas dla znajomych. Że będziesz mył naczynia i odkurzał, a reszta prac jest moja.
Nienawidzę tego, że dzwonisz i mówisz: za pół godziny, będziemy z chłopakami.

Druga zwrotka

Może zacznę od tego, że dziś oficjalnie zaczęłam wakacje. Sesja przegrała ze mną 0-4, a może raczej to ja wygrałam z nią. To fajnie, ale szkoda, że skończyło się wychodzenie z domu na uczelnię, i całe dnie mam spędzać z Adasiem. Kocham go, przecież, ale no... czasem wolę być bez niego przez chwilę. No nic, takie życie matki. Może warto teraz budować z nim więź; przecież za chwile będzie już duży i na pewno będę tęsknić do tych "dzisiejszych" czasów, kiedy jest tak bardzo ode mnie zależny. Dziś bardzo dzielnie zjadł kolejną porcję marchewki z ziemniakami z Hipp'a. Chyba na dodatek całkiem mu smakowało, bo nie płakał, nie wyrywał się, a wręcz z zaciekawieniem mlaskał i siorbał.
U naszych roślin nic nowego.
Wczorajsze bułki są do niczego. Twarde jak skała skorupki zniechęcają nawet ikejowe noże, a co dopiero zęby.
Było straszne zamieszanie na uczelni. Zniknął kluczyk do szafki, potem indeksy, potem ludzie z egzaminu... Jaja jak berety.

Stół.

wtorek, 26 czerwca 2012

codzienność jak codzienność

Dni odmierzamy wieczornym kąpaniem małego Adasia. To taka rzecz, która zdarza się codziennie, i która jest dobra do odmierzania czasu. 
Dzisiaj wielki dzień - nasz bobas skończył 5 miesięcy. Jak co miesiąc przypominamy sobie, jak to wtedy było. Ciężko, ale o tym może innym razem. Dzisiaj wielki dzień - bobas zaczął rozszerzanie diety, i "zjadł" jakieś 5 łyżeczek zmiksowanej marchewki z ziemniaczkami. Dla każdego, kto ma dziecko jasne jest, dlaczego napisałam >>"zjadł"<<. A dla tych, którzy nie mają - proszę, przypomnijcie sobie dowolny serial/film w którym ktoś karmi małe dziecko czymś kolorowym. Tak, cały pokój i dziecko są potem w tym kolorze. Na szczęście nasz pokój jest pomarańczowy, więc marchewka się nie rzuca jakoś bardzo w oczy. Gorzej z moim ubraniem; widać, że jestem niedoświadczona, bo ubrałam się na jasnoniebiesko. Bobas próbował ssać łyżeczkę, ale potem jakby troszkę załapał o co biega, i otwierał buzię, a ja mu wsadzałam jedzenie i wycierałam o górną wargę. Dzisiaj nasz brzdąc odkrył też, że jak umie wyjąć smoczek z buzi, to może go też wsadzić z powrotem. Szkoda, że nie odkrył jeszcze którą stroną.

W piekarniku właśnie pieką się bułki. Znów potwierdzam, że przepisy kłamią!!! Szklanka mleka na kilo mąki, to dużo za mało. A Adasia nie interesują bułki, tylko lew Leon na piłce (z IKEI), który jest grzechotką, i który super się wsadza do buzi.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

To była przesada!

Mierzyliśmy dziś czas, w jakim zdążymy przebrać Adasiowi pieluchę. Czas Małża: 1:47:51. Przewijanie na czas skończyło się bez porażek, pielucha trafiła do kosza, Adaś miał poprawnie zapięte ubranko, a pupa została pięknie wytarta. Zaliczone.
Spędziłam dziś urocze 3 godziny na uczelni, w kolejce po wpisy. Wszyscy prowadzący są uroczy, kiedy pytają o Małego Adasia - udają lekko zażenowanych, i to, że ich to obchodzi. Dodatkowo Babcia przyszła z papierami z urzędu, dotyczącymi becikowego, zasiłku rodzinnego oraz dodatku mieszkaniowego. Razem 17 załączników=24 strony do wypełnienia. Świetnie. Do każdego papierka jest telefon do osobnej pani zajmującej się danymi danymi - np. jest osobna pani od tego, kto i jakie ma przynieść zaświadczenie z uczelni. Albo kogo wpisać jako właściciela mieszkania. Każda sprawa ma swój numer telefonu.
Obiad - pychota. Wciąż młode ziemniaczki w mundurkach, 400g fasolki szparagowej z bułką tartą i kotlety. Mniam, tak dawno nie było u nas mięsa (bo nie lubię go robić i czekam aż któraś z Babć zrobi więcej - spryciula!), że aż się stęskniłam.
Małż ma egzamin, więc udaje, że się uczy. W ramach uczenia się poszliśmy na półtoragodzinny spacer wzdłuż Wisły i po nieznanych nam regionach Podgórza. Hm, całkiem tam ładnie. A wszystko po to, żeby Adaś poszedł spać, potem obudził się na jedzenie i nie spał aż do następnego karmienia. Wiadomo, żeby go potem wykąpać, nakarmić i lulu.
Mały właśnie bąbelkuje śliną, wsadza ręce (obie) do buzi, wyciąga trochę śliny i rozsmarowuje sobie po twarzy. Maseczka dla urody i zachowania gładkiej cery. Dziś ani raz nie powiedział "gej", aż jestem w szoku. W kółko tylko khiiiii, khiiiii i khiiiii. 

W życiu małżeńskim same dobre rzeczy, mój Małż, ćmobójca, zaciupał dziś ćmę wielkości talerza. No, takiego małego talerzyka. Wleciała mi prosto w twarz kiedy rano wychodziłam z domu. Z radości wrzasnęłam i pobiegłam - prosto w słup z lodówką. Adaś też się ucieszył z mojego krzyczenia, i zaczął od razu płakać z przerażenia. Więc całe lewe kolano moje to jeden siniak. Nie bardzo mogę je zginać. Poza tym nikt nie ucierpiał. Nawet ćma, jak właśnie się dowiedziałam, ponieważ została wyrzucona przez okno.

niedziela, 24 czerwca 2012

Imprezy rodzinne

Na wszystkich imprezach rodzinnych na których byliśmy już we trójkę, Adaś wywołuje zasłużony zachwyt i ogólny podziw. No nic, trzeba się przyzwyczajać, skoro mój kochany Mały Adaś jest najpiękniejszy na świecie! Już niedługo, a przyprowadzi do domu dziewczynę ;)
Dzisiejszy dzień był zwariowany, przede wszystkim ze względu na gwóźdź programu - imieniny Prababci. Na obiad zjedliśmy odsmażane na masełku naleśniki "ze serem", z ręcznie bitą śmietaną i ręcznie krojonym prawdziwym ananasem. Mniam. Od razu po nim pobieżeliśmy na imieniny, po drodze zahaczając tylko o punkt drukowania zdjęć (w ramach prezentu Prababcia dostała od nas aktualne zdjęcia Adasia, a od Adasia - różowego goździka, którego Adaś własnoręcznie... wręczył. Warto dodać, że ubraliśmy go w elegancką koszulę na guziki i spodnie, więc wyglądał niezwykle dostojnie). Było ogólnie wesoło, jak zawsze. Poruszone zostały standardowe tematy dotyczące poziomu szkolnictwa, mojego geniuszu, rozwoju Adasia, polityki emerytalnej i wiele, wiele innych. Druga Prabacia,co dziś nie miała imienin, przyniosła Cioteczce sukienkę, brązową sukienkę, lekko przed kostki, zupełnie "równą", w zielono-zgniło-jajeczne kwiatki. A ja dostałam formy do pieczenia - okrągłą i sercowatą. I elegancko, mogę się zabrać za pieczenie tortów. Najbliższa okazja już za miesiąc.
Nasz bananowiec został dziś przesadzony do skrzynki i wystawiony na parapet. Najstarsze z jego dzieci brutalnie oderwałyśmy od matki, i aktualnie moczy dupkę w kieliszku wódki. Znaczy w kieliszku DO wódki. Pelargonie otworzyły kwiatki i dwa już są na powierzchni. A, prawie zapomniałam o ananasie. Posadzony w doniczce po bananowcu, wystawiony na parapet, tuż obok matki z dziećmi. Mam nadzieję, że coś z nich będzie.
Adaś robi duże postępy. Jednego dnia leży i nie podnosi głowy, a na drugi dzień podniósł i tak już od tego czasu trzyma. Oczywiście, kiedy tylko leży na brzuchu. Wszyscy powtarzają, że nie znają spokojniejszego dziecka niż mój syn. Hm, potrafi czasem dać w kość, ale generalnie nie mogę narzekać. Po tym wszystkim, co się nasłuchałam i od lekarzy, i od matek, byłam przygotowana na koszmar. A Adaś płacze w sumie tylko wtedy, kiedy jest głodny, albo kiedy ma przelaną pieluchę. Czyli w sumie w tym samym czasie, co jest głodny. A ja na tyle znam jego rozkład bycia głodnym, że jestem przygotowana zanim zacznie śpiewać swoje arie. Bardzo dużo się śmieje - ostatnio ma fazę na "a uga buga". Kiedy to usłyszy, wybucha głośnym śmiechem, i zaraz potem dostaje czkawkę.
Dzisiaj też zaobserwowałam, że się przekręca na oba boki, zupełnie sam. Bardzo fascynuje go zakładanie sobie tetrowej pieluszki na twarz i ściąganie jej. Ulubione słowo - gej. W kółko, namiętnie, stale i wciąż.

A teraz oglądamy razem mecz. Po meczu do "kumpania", do karmienia i do spania.

Wyczytane w oczach małego Adasia

Mamo, patrzę na Ciebie moimi wielkimi oczami i wiem, że wiesz co myślę. Ufam Ci całkowicie. Nawet nie wyobrażam sobie, że mogłabyś gdzieś zniknąć. Jesteś całym moim światem - bez Ciebie nie mógłbym żyć. To całkiem poważna sprawa, bo nie umiem sam zrobić sobie jedzenia, zmienić sobie pieluszki, wykąpać się. Przytulanie się do misia to też nie to samo, co przytulanie się do Ciebie. Wiem, że czasem się na mnie złościsz, bo nie umiem też powiedzieć Ci, czego potrzebuję. Ale pracuję nad tym, i już niedługo usłyszysz ode mnie, jak bardzo Cię kocham.

Mój kochany, mały Adaś.

Zarabiałam dziś pieniądze i nie widziałam się z nim cały dzień. Śluby są strasznie wzruszające. Mimo, że swój mam już z głowy 8 miesięcy temu, a od tego czasu byłam na czterech innych, wciąż tak samo czuję się, gdy przychodzi do przysięgi. W sercu mam wtedy takie uczucie, jakby mi pękało na pół. Z podniecenia, z ciekawości, jak to będzie z tym małżeństwem za rok, za dwa, za dziesięć.
Bananowiec robi postępy, ale nie aż tak gwałtowne jak ostatnio. Może to być sprzężone z pogodą, bo wczoraj i dziś było pięknie, pochmurnie, i  nie tak gorąco. Czas na prasowanie i pranie. Witaj, życie!

sobota, 23 czerwca 2012

Wyjce za oknem

Wreszcie piękny, chłodny, pochmurny dzień!
Odwiedziny Babci, mimo, że nie niezapowiedziane, były bardzo miłe. Ciasto truskawkowe smakuje zawsze najlepiej kiedy jest świeżo upieczone. Małż przyszedł do domu i od progu krzyczał, że on już je ciasto nosem! Fajnie, lubię piec.
Dziś w telewizji leciał Harry Potter. To już 11 lat, a oni jak byli w moim wieku tak... hmm... Tylko ja się postarzałam o 11 lat? Straszny jest ten dziecięcy dubbing. Może i tak łatwiej do dzieci dotrzeć, ale nie mogę na to patrzeć. Mimo wszystko, końcowa wygrana Gryfonów w rywalizacji o puchar domów napawa mnie za każdym razem takim samym szczęściem jak 11 lat temu.
Nasz bananowiec przesadza. Rośnie jak szalony, prawie jeden nowy liść na dzień, a bananiątka mają już jakieś 1 i 3 centymetry! Jeszcze trochę w ten sposób a będziemy mieli trzy pełnoprawne, dorodne bananowce. Pelargonie za to zbierają się do kwitnienia - podejrzewam, że jeszcze ze dwa-trzy dni i wybuchną całą swoją kwiecistością.
Dziś również minęło 8 miesięcy od naszego ślubu. W ramach prezentu dostałam grę karcianą - "Dawno, dawno temu...". Jest niesamowita, pozwala tworzyć historie, dążyć do swojego zakończenia, puszczać wodze fantazji i rozbudza wyobraźnię. Cały dzień w związku z nią przepuściłam na rozmyślanie nad księżniczkami i okropnymi macochami.
Mały Adaś był dziś bardzo grzeczny, dużo spał i dużo się uśmiechał. Wysoko podnosi głowę jak leży na brzuchu, a nawet zdarza mu się samemu przewrócić z pleców na brzuch. Mam nadzieję, że jak pójdziemy do poradni wad i zaburzeń w przyszłym tygodniu, to pokaże co umie, a nie będzie leżał jak kłoda (jak to ma w zwyczaju u lekarzy).

piątek, 22 czerwca 2012

A gu.

Dziś pierwszy dzień dziennika.

Dzień zaczął się nam o ósmej rano. Mały Adaś, z dokładnością godną zegarka, obudził nas okrzykiem "głooodnyyyyy" (chociaż ma dopiero 5 miesięcy i brzmiało to raczej jak same samogłoski z tego wyrazu, to zrozumieliśmy się bez problemu). Po śniadaniu od razu rzuciłam się na komputer - w końcu wczoraj w nocy miały być wyniki egzaminu. Ale nie było wtedy, i teraz też wciąż nie było. No nic. Co za szczęście, że Ciocia była u nas przez noc i została do dzisiaj, bo nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę.
Rano zapowiadał się piękny, chłodny, deszczowy dzień. Ale moje nadzieje szybko się rozwiały. Oczywiście w całej Polsce z nieba leje się deszcz, a u nas, w Królewskim Mieście, żar. Dobrze, że mamy mały wentylator, bo byłoby ciężko.
Mały Adaś robi znaczne postępy jeśli chodzi o rozwój fizyczny. Dziś już bez najmniejszych problemów, po obróceniu na brzuch z małą pomocą Cioci, trzymał dumnie głowę do góry i rozglądał się po świecie.
Poszliśmy na tradycyjny, polski spacer - do sklepu. Bo bardzo nam się nudziło w domu, a poza tym było okropnie gorąco. A w sklepie była klimatyzacja.
Założyłam sobie kartę Rossnę! dzięki której dziecięce artykuły z Rossmana są z rabatem. Od razu mnie wkurzyli, bo chciałam kupić Adasiowi Bebilon 1, który z rabatem wychodził najtaniej jak gdziekolwiek widziałam, a tu przy kasie - rabat 0,18 zł. Bo jednak NIE WSZYSTKIE produkty dla dzieci są objęte rabatem, i to 18 groszy było rabatem za łyżeczki do karmienia dzieci. Mamy w planach zacząć niedługo. W lodówce stoi od paru dni nierozpoczęty jeszcze słoiczek marchewkowo-ziemniakowy.
Wróciliśmy, taszcząc 2 siaty zakupów, pudło pieluch i wózek, który w koszyku na dole wiózł jeszcze 6 dwulitrowych soków. Kupiliśmy też żywego ananasa - według zaleceń obcięliśmy mu czubek i suszymy go, żeby za dwa dni posadzić na naszym oknie z południową ekspozycją. Na razie mamy pelargonie, bananowca i jeszcze trzy inne kwiatki, których nazw nie znam (ale są ładne). Wczoraj, kiedy bananowca przywiozłam, zauważyłam dwa małe bananowczyki wyrastające dookoła banana-matki. Bez większych skrupułów zasypałam je ziemią, bo w doniczce było jej trochę za mało. A dziś? Dziś już całe są znów na wierzchu, dodatkowo liść, który był zupełnie zwinięty wczoraj, dziś jest całkowicie rozwinięty. Służy słoneczko roślince!
Na obiad zrobiliśmy sobie pizzę - nasze popisowe, ulubione danie, do przygotowania którego nie trzeba zbyt wiele talentu i wysiłku. Zjedliśmy, umieraliśmy z przejedzenia, Ciocia bawiła Adasia.
A teraz mecz, we trójkę (ja, Małż i Adaś) kibicujemy nikomu, bo nikogo nie lubimy ;)