środa, 27 listopada 2013

22 miesiące

Wczoraj Adaś skończył 22 miesiące. Kawaler z niego już, z damami w swoim wieku wita się pocałunkami, z kawalerami przybija piątki... I gada, gada, gada od rana do nocy. Po swojemu raczej, ale dużo potrafi przekazać także po naszemu. Czasem w zaskakujący sposób.

Wszystko wie, wszystko rozumie. Bierze do ręki telefon i pięknie mówi halo. Najczęściej halo Unia, i rozmawia ze swoją ukochaną sunią Blunią.

Ostatnio choruje, katarzy i kaszle. Ale wychodzimy już na prostą, dziś nawet byliśmy na spacerze, pierwszy raz od tygodnia! Nie chciałam, żeby się zaziębił na nowo, więc pojeździł w wózku z pół godziny, pół godziny połaził po placu zabaw, ale uśmiech nie schodził mu z ust. Biedny, niewybiegany Adaś.

Codziennie rano pijemy kawa, czyli zieloną/malinową herbatę, robimy am ham, czyli jemy, a potem bawimy się do upadłego na podłodze. We dwójkę głównie, bo Małż dużo pracuje w ostatnim czasie. Ale jak wraca, to uściskom, buziakom, śmiechom nie ma końca. Tuż przed położeniem Malucha do łóżka wieczorem mamy zwyczaj dawania buziaków. Buziaki i do spania. Jeśli Małża nie ma, to Adaś woła go na całusy, a ostatecznie zgadza się dać mi dwa całusy pod warunkiem, że jeden przekażę tatu, kiedy wróci. Taki słodziak :-)

wtorek, 5 listopada 2013

ZOO i listopadowe spadłe liście

Drzewa są praktycznie łyse. W naszym parku już jakiś czas temu była akcja wydmuchiwania, zbierania i wywożenia liści, a wczoraj znów całe chodniki i trawniki zaliścione. Ale więcej nie będzie.

Korzystając z każdego niepadającego dnia wybraliśmy się w zeszłym tygodniu do ZOO. Byliśmy tam późną wiosną, czy może wczesnym latem, i ZOO zrobiło na Adasiu duże wrażenie. Tym razem przyciągnęły nas żyrafy, które od dwóch tygodni są już w nowiutkiej żyrafiarni. Malman, Denar i Malik to trzej młodzi kawalerowie - dwaj pierwsi mają po 15 miesięcy, Malik ma dwa lata. Nie mogliśmy tego przegapić!

Najpierw zaplanowaliśmy jednak oglądanie karmienia uchatek, które zaczyna się o 10.


Adaś oglądał jak zaczarowany jak uchatki skaczą do wody, wyskakują tuż przy szybie, wchodzą na kamienie i na półkę... Pokazywał paluszkiem i wołał oka, oka, czyli po naszemu foka. Obok basenu uchatek wisi co prawda gigantyczna tablica przybliżająca każdemu głodnemu wiedzy różnice między foką a uchatką, niestety Adaś nie był zainteresowany czytaniem tylu literek. Niech więc będzie i oka.


Następny był dom żyraf, czyli żyrafiarnia. Powitał nas taki napis i pusty korytarz dla odwiedzających. Mieliśmy komfortowe warunki oglądania żyraf :-)


Wszyscy trzej kawalerowie. Piękni, młodzi, wolni...!


Kolejne było minizoo. Piskom radości nie było końca. Wyszliśmy stamtąd tylko dlatego, że skończyła się marchewka dla zwierząt ;) Adasiowi najbardziej podobały się uhu czyli, jakby się ktoś nie domyślił, króliki.  Na zdjęciu Mały cały przejęty rzuca im kawałek marchewki, który trafił prosto w głowę jednego z nich...


Następny był lew, tygrys, pantera śnieżna... Wszystkie siedziały na zewnątrz, więc mieliśmy okazję wszystkie oglądnąć :-)

Małpki przybijały Adasiowi piątki przez szyby, słoń akurat był karmiony... Atrakcji co nie miara! Było świetnie, wrócimy na wiosnę!

niedziela, 27 października 2013

Zakopane

W związku z tym, że wybrałam niestacjonarną formę studiów cały weekend przesiedziałam na uczelni. Moi chłopcy dostali propozycję wyjazdu do Zakopanego i po raz pierwszy pojechali gdzieś beze mnie na dłużej niż kilka godzin. Strasznie im zazdrościłam, nie ukrywam, że też trochę się martwiłam - jak oni sobie poradzą?
Oczywiście poradzili sobie świetnie, wyspacerowali się na świeżym, czystszym powietrzu za wszystkie czasy, a moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Pokój obok nich mieszkała 18-miesięczna Hania z rodzicami i Adaś podobno stale chciał się z nią bawić :-) 

No to kilka zdjęć z wojaży:


Adaś podczas spaceru (także w Krakowie) zawsze zbiera różne fanty. Tym razem próbował wynieść wielki kamień z Doliny Kościeliskiej.


Po drodze zaliczali liczne przystanki "na koniki".


To zdjęcie wyjątkowo mi się podoba: Mały wygląda jak himalaista! A to tylko schronisko na Hali Ornak...


Czy mówiłam coś o zbieractwie? Patyki są obowiązkowe! W tle nasza "terenówka" - X-Lander. Podobno sprawdził się wyśmienicie na kamienistym szlaku.

A ja padam po weekendzie na uczelni. Podziwiam osoby, które studiują tak na przykład pięć lat - to nie taka łatwa sprawa! Kilka ładnych godzin ten sam wykład, krótkie i rzadkie przerwy... Dzienne studiowanie jest mniej męczące!

piątek, 25 października 2013

Bez zmian

W końcu podsumowania nie było, ponieważ się załamałam kiedy weszłam na wagę! Może wcześniej inaczej stałam, może źle patrzyłam, ale nic mi nie ubyło po tygodniu, a nawet chyba przybyło! Załamka. 
Przyznaję, ten tydzień nie był najlepszy - raz byliśmy u znajomych, którzy spodziewają się dziecka i poczęstowali nas tiramisu, raz byliśmy na kolacji rocznicowej, raz obiad u Babci... Ale nabrałam rozpędu i przynajmniej jestem w stanie krytycznie przyjrzeć się temu, co jemy i jak żyjemy. Notatki, rower, aplikacja Endomondo zliczająca czas i dystanse spacerów...

Moi chłopcy pojechali dziś rano do Zakopanego, a ja zaczynam dziś studia. Wybrałam formę niestacjonarną, ponieważ po pierwsze Małż pracuje na uczelni i wypada mi być z Adaniem, a po drugie obroniłam się po terminie składania dokumentów na studia dzienne. I dziś jestem na uczelni od 14 do 20, jutro od 8 do 20, a w niedzielę od 8 do 15. Stwierdziliśmy, że i tak praktycznie bym się z nimi nie widywała, a że trafiła się okazja jechać, to pojechali. Mam nadzieję, że dadzą sobie radę, w końcu to tylko niecałe trzy dni...

środa, 23 października 2013

Żyjemy zdrowo

Odkąd lekko zmieniłam swoją dietę, skorzystała na tym cała rodzina. Pieczywo wymieniliśmy na razowe, spacery zostały drastycznie wydłużone, zawsze mamy zapas świeżych owoców i dokładniej przyglądam się składom produktów.
Taki nawyk miałam już od dłuższego czasu, ale ostatnio poszerzyłam zakres kontroli o składy w kosmetykach. Skłonił mnie do tego blog Sroki i własne poszukiwania kosmetyków idealnych. Niestety nie znam na pamięć nazw wszystkich szkodliwych substancji, ale w pamięci telefonu mam zapisane kilka najczęściej spotykanych. Zrobiłam szybki przegląd kosmetyków na moich półkach i okazało się, że kilka produktów jest totalnie bezwartościowych. Na szczęście nie były drogie ;)
Zainteresowanych przejrzeniem swojej kosmetyczki odsyłam do źródła.

Adaś wczoraj odesłany do Dziadków, powrócił. Wczorajszy incydent z brakiem drzemki w ciągu dnia nie powtórzył się. Uff... Wyspacerował się z Unią, połaził z Dziadkami po liściach i znów nie chciał wracać do domu ;)

A my z okazji drugiej rocznicy dostaliśmy sokowirówkę, więc popijaliśmy dziś sok marchewkowy. Mniam! Jutro w planach sok jabłkowy i... podsumowanie tygodnia z Minus dziesięć. Mam wielką nadzieję zobaczyć zmianę w dół na wadze...

wtorek, 22 października 2013

Rocznica

To już dwa lata odkąd powiedzieliśmy sobie tak. Dwa lata wspólnej drogi z górkami, dołkami, wybojami i pięknymi widokami. Tylko i aż dwa lata potakiwania, zaprzeczania, tulenia i krzyczenia, wspólnego patrzenia, jedzenia, zasypiania i budzenia się.
Cieszę się, że Cię mam.


poniedziałek, 21 października 2013

Rodzicielska Komitywa Przypiaskownicowa

U nas w parku istnieje coś takiego. Na początku odnosiłam się do tej grupy z rezerwą, być może dlatego, że Adaś był mały i niezainteresowany zabawą z innymi. Zawsze stoją koło siebie, wymieniają się zabawkami między dziećmi (jak to jedna z członkiń mówi: wspólnota zabawkowa, rozdzielana dopiero po 12, kiedy każdy idzie do domu na spanie), prowadzą rozmowy o życiu, o korkach, w końcu o dzieciach.Ale z czasem wkręcam się w tą grupkę, powoli zapamiętuje kolejne imiona dzieci, a Adaś chętnie wymienia się swoimi autami za inne auta, lub kredę do rysowania. Ja czasem przynoszę bańki mydlane, wtedy wszystkie dzieci biegają po parku i łapią. Albo mama Karolka siada na asfalcie i z brzdącami rysuje domki, kotki, liście i kreski. Albo tata Stasia pokazuje jak rzucić orzechem, żeby się sturlał aż na sam dół górki - połowa dzieci rzuca, połowa (w tej grupie przewodzi Adaś) biega za nimi i łapie na dole. Albo babcia Szymonka rozdziela każdemu po aucie, bo ma ich nieskończenie wiele, dosłownie po kilka w każdej kieszeni kurtki. I tak się zawiązuje Komitywa.
Marzy mi się historia przyjaźni od piaskownicy (zarówno w wydaniu dziecięcym jak i wśród dorosłych), chciałabym poznać tych ludzi i ich dzieci na tyle, żeby po 12 wracać razem w stronę domu. Żeby się spotykać na piknikach w lecie. Żeby mieć do kogoś numer telefonu i żeby sobie wzajemnie podrzucać dzieci w razie awarii. Albo żeby iść z dziećmi do kawiarni czy na kulki. Jesteśmy na dobrej drodze. Teraz, kiedy staram się dużo spacerować, wypchanie wózka z 12-kilową zawartością pod tą podgórską górę sprzyja moim celom, więc w parku jesteśmy prawie codziennie.

Na deser: zdjęcie zrobione równo rok temu. Malutki, 9-cio miesięczny Adaś śpi podczas spaceru z ukochaną Unią.


niedziela, 20 października 2013

Dziadkowie

Dwie Babcie, dwóch Dziadków, cztery Prababcie, jeden Pradziadek, a nawet jedna Praprababcia. Adaś opływa w Dziadków, zawsze chętnych do opieki, pomocy, podwózki w nocy do szpitala, pójścia na spacer, przygarnięcia na czas wytężonej nauki... Mamy wielkie szczęście! Adaś jest z nimi mocno związany emocjonalnie, zwłaszcza z "podstawowymi" Dziadkami, czyli naszymi rodzicami. Spędza z nimi na prawdę mnóstwo czasu i nigdy nie chce od nich wychodzić. Nic dziwnego, skoro z Dziadkami można robić tyle fajności! U jednych i drugich Dziadków jest pies, u jednych Ść, u drugich Unia. Po Adasiowemu. Adaś zawsze o tym pamięta, i kiedy nawet rozmawiamy z Rodzicami przez telefon, Bobas zabiera nam telefon i woła: Baba! Unia! Baba! Hau hau!
U Dziadków można chodzić po schodach, nawet tyłem naprzód. Można biegać boso po ogrodzie, zbierać aki i inne skarby, leżeć na Uni, szorować mopem cały dom, stukać kijkami od nordic walking, grać na pianinie, pisać na własnej klawiaturze, wyjmować z szafki 10 pilotów od różnych urządzeń i naciskać, trzymać Ść na smyczy, a nawet iść spać po 22, bo dziadzia późno wrócił i trzeba go przytulać! Szaleństwo! :-)
Wczoraj i dziś Adaś był u jednych Dziadków i wybrali się do parku na spacer. Po drodze spotkali wiewiórki, którym rzucali orzechy, a potem rzucali się liśćmi! Mały był zachwycony, i nie ucieszył się jakoś szczególnie bardzo, kiedy przyjechaliśmy go odebrać. Nic dziwnego ;-)





piątek, 18 października 2013

Minus dziesięć

Wczoraj postanowiłam wreszcie wziąć się za siebie i rozpocząć swój własny projekt "Minus dziesięć". Chcę schudnąć 10 kg. Od pół roku chodziłam mniej-więcej dwa razy w tygodniu na fitnessy różnej maści, ale poza poprawą kondycji nie zauważyłam większych zmian. Teraz na pierwszy ogień poszedł przegląd jedzenia i dziennej aktywności. Zainteresowała mnie dieta strukturalna, więc będę się starać aby, zgodnie z jej zaleceniami, co najmniej 2/3 produktów w diecie było ze strukturalnej listy, dostępnej np. tu. Dodatkowo zliczam minuty spacerów i jazdy na rowerku, który jedzie właśnie do mnie od Teściów :-)
Po każdym tygodniu mam zamiar robić podsumowanie i przy okazji sprawdzać, czy coś się zmienia!
START!
10 - tyle brakuje do szczęścia :-) źródło:liveandlovelifeva.com

czwartek, 17 października 2013

Dzień z życia Adasia

No i prawie pamiętałam. Nieco więcej niż pół roku minęło od pierwszego opisu dnia Adania, chociaż miało być porównanie co 6 miesięcy... Nie szkodzi, niewiele się zmieniło od 22 września! Rozkład jazdy z 22.03 <- pierwszy opis.

  • 7-7.30 Adaś się budzi i budzi nas wołając najpierw cicho, a potem bardzo głośno: Anu! Mama! Tata! - to Anu to o mnie, bo jestem Ania, jak się okazuje także dla Adania. Małż wstaje i robi mu mleczko poranne, po czym wraca do łóżka i śpimy jeszcze pięć minut zanim Mały zje. Potem wrzucamy Bobasa do nas, kotłujemy się po łóżku z 15 minut i wstajemy koniec końców w okolicach godziny 8.
  • Koło 10 zwykle wychodzimy na spacer, w czasie którego Adaś zjada drugie śniadanie (czasem przed spacerem). Wracamy przed 13.
  • Po spacerze Dzidź pada zmęczony i śpi od 13 do 15. Czasami, jeśli spacer był mocno wyczerpujący, to i do 16.
  • 15.30-16 Adaś je obiad, potem idziemy na spacer (chyba, że jest tak zimno jak teraz, to zostajemy w domu i szalejemy). Wracamy koło 18, bo robi się już ciemno, w lecie łaziliśmy nawet do 20.
  • Punkt 20 (albo 20.30, jeśli drzemka była do 16) Adaś ustawia się na czworakach w salonie i woła nas. Oznacza to, że idziemy się myć*. Najpóźniej pół godziny później Adaś zostaje włożony w piżamie do łóżka, dostaje buziaki, gasimy światło i wychodzimy. Zazwyczaj po 5-15 minutach śpi. Czasami Mały budzi się w nocy i kwęka cichutko tuu, tuuu, tata tuuu... co oznacza, że skopał poduszkę w nogi i należy ją odnaleźć i odłożyć na właściwe miejsce, bądź też stało się tak ze smoczkiem (używanym do zasypiania tylko i wyłącznie).
Pozmieniało się, oj pozmieniało! Czytając wpis sprzed tych 7 miesięcy zachodziłam w głowę co to był "kaszkospacer", albo jak to możliwe, że spał trzy razy dziennie? Teraz ciężko go zmęczyć - trzeba się sporo nachodzić, żeby zasnął jak...małe dziecko.

To setny wpis na tym blogu. Część (pierwsze posty) została przeniesiona ze starego bloga, ale zdecydowana większość powstała już tu. Czytając taki rzeczy jak przytoczony na początku wpis aż się łezka w oku kręci, że "to było tak dawno!".

* Nie wiem skąd wziął się ten zwyczaj, ale do łazienki zawsze idziemy na czworakach - pierwszy Adaś a za nim my. Jeśli ktoś oszukuje, to Adaś krzyczy na nas, dopóki oboje nie będziemy na kolanach ;)

Na koniec kolejny jesienny spacer nas Wisłą.


środa, 16 października 2013

Porządkując ostatnie wydarzenia...

Obroniłam się i dostałam się na kolejne studia. Małż prowadzi zajęcia. Adaś wyzdrowiał. Wszystko jest na dobrej drodze, jedynie ta pogoda...
Odwracamy głowy w stronę minionych niedawno dni i z rozrzewnieniem oglądam kolorowe jesienne zdjęcia ze spacerów. 



Nieodłącznym elementem spacerów jesiennych jest zbieranie kasztanów, czy aka-ów, jak kto woli. Adaś chowa je po kieszeniach i później, znienacka, wyciąga i rozdaje innym dzieciom lub na przykład pani w sklepie.


Taką piękną scenerię oferują poranne, dopołudniowe spacery nad Wisłą. Szuranie w liściach, tarzanie się w liściach, obrzucanie się liśćmi - kolejny obowiązkowy punkt programu!


Wyjątkowy niedzielny spacer z Dziadkami po Lesie Wolskim w towarzystwie powolnego Westa był nadzwyczaj udany. Adaś koniecznie chciał trzymać psa na smyczy, odpinać, przypinać, wołać. Dobrze, że West prowadzi stateczne, powolne życie!

wtorek, 24 września 2013

I znów zmarnowany dzień, i znów nieprzespana noc...

Nie wiem, gdzie się podziało te pięć dni od ostatniego wpisu...
Byliśmy na ślubie mojej koleżanki z liceum, byliśmy na ciucho-zakupach i poszaleliśmy! Dla każdego coś upolowaliśmy, nawet dla mnie ;)


Kupiliśmy dwa komplety koszulek dla Adasia z misiami: jeden niebieski z misiem grającym na gitarze, drugi żółty z misiem grającym na bębenku. Adaś zachwycony, jak je widzi to dmucha noskiem, że miś.

A teraz coś o dorosłych. Dorośli się uczą. Jeden egzemplarz na jutrzejszą obronę (to ja), drugi na jutrzejszy egzamin na studia III stopnia (a to akurat nie ja). Mały bumeluje u Cioci Oli, wywieziony tam dziś z rana.
A uczymy się tak o:



Oby do jutra!

czwartek, 19 września 2013

Nowa mowa Adama D.

Adaś gada. Dużo, często, wciąż. Po swojemu, ale się dogadujemy. Wszystko sobie załatwi: a to pokaże palcem na co tak woła tu, tu, tu!, a to mu się wymsknie słowo podobnie brzmiące do nazwy pożądanego obiektu, a to każe się wziąć na ręce i sam dostanie do tego, co chce...

Ku pamięci spisuję. Tyle umie powiedzieć nasz prawie 20-sto miesięczny Bobinion. Słownik z Adasiowego na nasze.

pa - pan, pani, piłka, pupa
papa - pa pa, parówka
apa - lampa
ajaj - tramwaj
uta - szczurek wujka
unia, uła - Blunia (pies dziadków)
auto - auto
autobu, pssss - autobus
dmuchnięcie nosem - miś
bała, bala - balon
bu - but, bum
buła - bułka, chleb
baba - babcia
dziadziu - dziadek
dziedziu - wujek
oła - ciocia Ola
dzidzia - dziecko, bobas
kaka - kaczka
ka - kasztan
luli - spać, lulać, tulić
lala - lalka
ta, ne - tak, nie
tuu - tutaj
hał hał, mał, mmmm - pies, kot, krowa... ;)
mama, tata/ mamu, tatu/ mamo, tato - mama, tata
ada - Adaś

I tak sobie gadamy i walczymy z naszym pięknym językiem.

Adaś i paszcza lwa

poniedziałek, 16 września 2013

Ostry dyżur

Przed godziną wróciliśmy ze szpitala. Adaś tak się rozpędził goniąc się z Małżem po domu dziadków, że nie zauważył dywanu, potknął się i przywalił czołem w kamienną ławę. Na szczęście nic się wielkiego nie stało, poza wielkim guzem na pół czoła... Objechaliśmy dosłownie cały Kraków, żeby dostać się do szpitala, po drodze jeszcze wstąpić do domu po książeczkę zdrowia, pieluchy i piżamkę, gdyby go mieli zatrzymać na noc... 
To pierwsza taka akcja odkąd Adaś wyszedł ze szpitala po narodzinach. Bardzo się zestresowałam, dopiero teraz czuję, że napięcie ze mnie schodzi. Widzę wciąż jak zapłakany leży mi na rękach i strasznie rozpacza. Oby to był pierwszy i ostatni taki raz!

U lekarza był grzeczny, od razu przybił wszystkim pielęgniarkom piątki, pani doktor zabrał stetoskop i go sobie zakładał, dał się położyć na kozetce i oglądnąć bez scen i wyrywania się. Zrobił furorę, bo miał ze sobą misia i w kółko mówił miś, miś, miś tylko, że w swoim narzeczu. A miś po adasiowemu to... krótkie dmuchnięcie nosem! :-)

piątek, 13 września 2013

Nad polskie morze i z powrotem. Z dzieckiem.

W zeszłym roku, kiedy Adaś miał 6 miesięcy, pojechaliśmy na wakacje w góry. W tym roku obraliśmy kurs na północ kraju, konkretnie do Gdańska, na wyspę Sobieszewską.
Przed wyjazdem obawiałam się trzech rzeczy:
1. Jak Adaś przeżyje tyle godzin w aucie? Nasz dotychczasowy najdłużyszy dystans to 120 km, a teraz miało być 650...
2. Jak my go upilnujemy na plaży pełnej ludzi, w największej piaskownicy i tuż przy największym basenie jaki on w życiu widział?
3. Co będziemy robić jak będzie padać, a okaże się, że mieszkamy na mega zadupiu?

Może to wina czasu, w którym tam byliśmy, może to wina miejsca, ale było super! Adaś zniósł bardzo dzielnie 9 godzin jazdy samochodem. Zatrzymaliśmy się po drodze na prostowanie nóg, ale Adaś mógłby nie wysiadać, tak mu się podobało w aucie (to pewnie dlatego, że jechaliśmy autem Dziadka). A najbardziej podobało mu się spanie, ponieważ większą część drogi przekimał w swoim fotelu.
Na plaży - puchy. Cała dla nas. Nie za szeroka, nie za wąska. Zejście do wody płytkie, tylko w jeden dzień były duże fale. Adaś wspaniale się zachowywał - nie leciał na oślep do wody, tylko podchodził i czekał, aż fala zaleje mu stópki. Nie sypał piachem dookoła ani go nie jadł, tylko kopał dołki, doły i wielkie dziury z Ciocią i Wujkiem. Grzecznie siedział w cieniu parasola, kiedy go tam posadziłam.
Adaś pierwszy raz na plaży. Dzień pierwszy, późne popołudnie.


Adaś zasuwa do naszej bazy, zostawiając za sobą słodziutkie ślady stóp.


Zimne dni trafiły nam się dwa. W pierwszy z nich pojechaliśmy zwiedzać Gdańsk, w drugi do Gdyni odwiedzić Akwarium. W Gdańsku żadnych specjalnych atrakcji dziecięcych nie znaleźliśmy (ale też nie szukaliśmy), natomiast Akwarium w Gdyni było zaplanowane pod Adasia. Jak mu się podobało! Jak się skupiał na kolorowych rybkach, pokazywał palcem węgorze, delikatnie pukał w szybkę do rozgwiazd... Cudownie. Akwarium jest dzieciodostępne, na każdym piętrze stoją wózki do transportu zmęczonych czy niechodzących jeszcze maluchów a na parterze jest łazienka z przewijakiem. Bardzo polecam.
Najbardziej polubił się z węgorzami elektrycznymi. Mina to efekt prośby: Adaś, uśmiechnij się do mamy!
Innego dnia pojechaliśmy do Helu zobaczyć fokarium. Podobno kiedyś tam byłam z moimi rodzicami, ale nic a nic nie pamiętałam. Fokarium jest dość małe, ale ładne. Akurat trafiliśmy na karmienie fok. Przyszliśmy pół godziny wcześniej i dobrze, bo zajęliśmy sobie miejsce przy barierce. W ostatnim momencie, na schodach. Dookoła basenu rządziły starsze panie, a dzieci, które chciały coś zobaczyć musiały liczyć na ramiona rodziców. Adasiowi się dość podobało, najbardziej jak foki wypływały blisko nas i jak aportowały piłki. Bardzo się cieszył i bił brawo :-)

Zazwyczaj rano szliśmy na plażę, a popołudniu Adaś z tatą i Wujkiem jeździli na wycieczki rowerowe dookoła wyspy. W tym czasie kobiety oddawały się prawdziwemu relaksowi.
Adasiu, uśmiechnij się! Na rowerowej wycieczce po rezerwacie ptaków.

Mogę spokojnie powiedzieć, że było super! Adaś sprawował się świetnie, zaliczyliśmy wszystkie zaplanowane (i dodatkowe) punkty programu. Opaliliśmy się troszkę, codziennie dużo spacerowaliśmy (około 500 metrów na plażę w jedną stronę, po asfalcie i po piachu, dodatkowe wieczorne spacery... wszystko bez wózka!), odpoczęliśmy. Było nas dużo, bo aż pięcioro do opieki na Bobasem, więc też nie musieliśmy z Małżem stale za nim gonić. Adaś pomagał zbierać muszelki i bursztyny, nie bał się morza i nie odchodził od nas za daleko. Pewnie za rok lub dwa znów się tam wybierzemy!



środa, 11 września 2013

A już po przerwie...

Witamy po przerwie, wynikającej z braku czasu, nawału wszystkiego i lenistwa.

Adaś ma już skończone 19 miesięcy, za rogiem czai się magiczne 20. Dużo mówi, jeszcze więcej krzyczy, wszystko wie najlepiej. Potrafi wskazać wszystko co znajduje się w mieszkaniu (włącznie z pilotem do telewizora i sandałami cioci Oli), podać co tylko się matce zapragnie, powiedzieć stanowczo "ne!" lub z błyskiem w oku "tak!".

Byliśmy z Adasiem u fryzjera. Wcześniej zaglądnęliśmy z nim tam przy okazji obcinania włosów Małża, żeby się trochę oswoił. Ale Dzidź wcale się nie bał. Dzielnie usiadł mi na kolanach i przez cały czas strzyżenia grzecznie bawił się spryskiwaczem do włosów. Nawilżył wszystko co miał w zasięgu - panią fryzjerkę, mnie, stolik, lustro, szczotki, swoją buzię... Dobrze się bawił i zaczął protestować dopiero, kiedy pani przeszła do obcinania grzywki. W ciągu wizyty wydoroślał o rok co najmniej, po złotych loczkach zostało już tylko wspomnienie i zdjęcia.


Powyżej: fryzura dobrze prezentowała się na plaży. 

Następnym razem o tym, czy warto jechać z półtoraroczniakiem przez całą Polskę na wakacje.

piątek, 26 lipca 2013

Osiemnastka

Adaś dziś kończy półtora roku. Jest już w zasadzie kawalerem, a nie małym dzidziusiem. Z każdym dniem dorośleje, codziennie zaskakuje nas tym, jak uważnym jest obserwatorem. Dużo rozmawia z nami "po swojemu", powoli zaczynamy się też dogadywać "po naszemu". Chociaż w mówieniu odnotowuję małe postępy, to jednak są. Zwłaszcza w naśladowaniu odgłosów zwierząt. Ostatnio spędziliśmy razem we trójkę wspaniałe popołudnie. Najpierw spacer przez prawie całe planty, potem relaks przy fontannie wśród zieleni. Po stawie pływały kaczki, a Adaś pokazywał je paluszkiem i wołał kła kła kła! Potem poszliśmy na plac Szczepański, gdzie jest stosunkowo nowa fontanna z wytryskującymi strumieniami wody z pomiędzy płytek. Jak to się musiało skończyć?
Skoczyliśmy do pobliskiego Rossmana po pieluszkę do wody i hops, bobas w fontannie. Tuż przed zrobieniem zdjęcia próbował wczołgać się po kamieniach do muszli fontanny. Mina mówi sama za siebie! W tle widać wyskakujące strumienie, które są rozstawione dookoła fontanny :-)
Potem poszliśmy na Rynek oglądać koniki przy dorożkach. Adaś mógłby się na nie patrzeć pół dnia! W końcu, zmęczeni, dotarliśmy do domu.

A wczoraj byliśmy na naszych ulubionych krakowskich lodach, tuż przy kładce Bernatka. Mogło się to skończyć tylko w jeden sposób:



Adasiu, kochamy Cię ponad wszystko! Bądź zawsze taki radosny jak teraz! :-)

piątek, 5 lipca 2013

ZOO i 17 miesięcy

Z lekkim opóźnieniem relacjonuję, że nasz Bobas skończył ostatnio 17 miesięcy. Jest już bardzo ale to bardzo dorosły!

- w wannie bez zmian - potrafi bawić się w nieskończoność. Umie lać wodę z konewki, polewać się po brzuszku. Robi "myju-myju" na serio w wannie: nalewamy mu troszkę płynu na rączkę (którą sam wystawia) a on rozsmarowuje ją sobie na brzuszku, nogach, rękach i czasem nawet na głowie :)


- na basenie jesteśmy w starszej grupie od trzech tygodni, a Adaś potrafi już pływać praktycznie bez mojej pomocy (oczywiście w skrzydełkach)! Ostatnim razem wcale go już nie musiałam podtrzymywać pod brzuchem (jedynie pod brodą, bo Bobinion uwielbia pić wodę z basenu...) i całe 45 minut zasuwał jak motorówka!


- potrafi w miarę bezpiecznie zejść ze schodów.


- w mówieniu niewielkie postępy. Wciąż królują mama i tata, ale dołączają do nich powoli nowe słówka: piękne i wyraźne hał, miaj, ko ko, hahaha (chyba jasne, że chodzi o konia?), bwwww, hu-huuuu. Zdarza się da co oznacza DAJ, khru khru co oznacza CHRUPKA i maaa co oznacza MASZ.


- praktycznie wszystko rozumie co się do niego mówi. Przyniesie w zasadzie każdą rzecz o którą się poprosi (i uwielbia to). Lubi naklejać naklejki (najczęściej jedną na drugiej), malować, rysować.


- ostatnio przeszedł zupełnie sam całą drogę na plac zabaw i z powrotem, po drodze szalejąc na nim jeszcze ponad 1,5 godziny.


Z okazji kolejnej miesięcznicy zabraliśmy Adasia po raz pierwszy do ZOO. Był zachwycony, każdą klatkę oglądał z rozdziawioną buzią, wszystkie zwierzęta pokazywał paluszkiem, dopytywaliśmy o to, jakie zwierzę jak robi (mój faworty - arrrrrrrr, czyli lew)



Adaś karmi baranki w miniZOO

Adaś i flamingi

Trafiliśmy do ZOO tak, że mieliśmy się załapać na karmienie słoni! Niestety Adaś zasnął na 15 minut przed i nie doczekał. A było co oglądać! :-)

sobota, 22 czerwca 2013

Pierwszy dzień lata

... spędziliśmy głównie w domu. Za to jak! W basenie rozłożonym w przedpokoju :-)




Potem, gdy było już troszkę chłodniej, poszliśmy do parku na spacer. Na zdjęciu Adaś z butelką wody - ostatnio to jego ulubiona zabawka. Potrafi ją sobie otworzyć, napić się, zamknąć... Czasem się trochę obleje, ale w taki upał to mu wybaczam ;)


A dzisiaj rano znalazłam taką instalację zaprojektowaną przez mojego syna. Tytuł: "Woda w basenie".

środa, 19 czerwca 2013

Czerwiec

Czerwiec obfitował w przygody. Było i zimno i ciepło, kałużowo i zupełnie słonecznie. Nudziliśmy się i tworzyliśmy niezwykłe rzeczy... W reportażowym skrócie:
Tak Pan Adam sypia. Obecnie bez skarpetek i w cieńszej piżamce.
Tu pierwsze samodzielne jedzenie banana...

Kierowca po chrzcie małej Karolinki

Pierwszy (i jak się okazuje na razie - ostatni) spacer w kaloszach i przeciwdeszczowej kurtce. Na zdjęciu Adaś koniecznie chce naciskać guziki parkomatu.

Po moczeniu się w kałuży zostają brudne ręce, a brudne ręce to coś, czego Adaś bardzo nie lubi. Najpierw dokładnie sprawdził co to jest to na rękach a potem dokładnie wytarł je w moją spódnicę.

Ciasto truskawkowe - u nas pieczone co drugi dzień!

Nowe auto do szpanowanie na placu zabaw (takie, że jak się zasypie piachem to w ogóle nie będzie szkoda ;)

Adaś jak ryba w wodzie - wreszcie w starszakach! Ze skrzydełkami! :-)

W tym miesiącu dużo nowości na talerzu - paróweczki (specjalne dla dzieci zakupione przez jedną z Babć), ogóreczki...

Przez przypadek trafiliśmy na festyn w parku - Adaś wpatrzony w tańczących ludzi.

To może nie nowość, ze Adaś je jajecznicę, ale nowość, ze je ją sam!

A tu pierwszy kontakt z farbami i bardzo, bardzo kreatywna praca nad pracą konkursową :-)

U nas okropne upały - na naszym czwartym piętrze (poddasze) z południową ekspozycją i widokiem jedynie na plac można się roztopić...
Z ważniejszych wydarzeń jeszcze - skończyłam studia. Ostatni egzamin za mną, przede mną jedynie obrona i zastanawianie się, co robić dalej - czy robić następny stopień? Czy zmienić kierunek? Czy może studiować zaocznie...? Okaże się!

czwartek, 13 czerwca 2013

Pół czerwca, truskawki, fasolka i deszcz

Prawie pół czerwca już za nami. Tak samo jak pewnie w większości Polski - deszczowa połowa. W domu nudno, na polu leje... a Dzidź szału chce dostać, bo on to by biegał po placu cały dzień i pół nocy.

Zabawy na deszczowy dzień kolekcjonujemy starannie, testujemy na Małym, wciąż się docieramy. Nasze ulubione zabawy dla prawie półtoraroczniaka:

- wyciąganie wszystkich garnków z szafki, układanie na dywanie; wkładanie mniejszych w większe, dopasowywanie pokrywek; wrzucanie różności do środka, sprawdzanie jak brzęczą.
- oglądanie albumu "ADAŚ 1" sto razy w ciągu dnia; nazywanie osób na zdjęciach, Adaś pokazuje paluszkiem osoby, które wymieniam; opowiadanie o wydarzeniach ze zdjęć.
- wyrzucanie wszystkich zabawek z pudła i wsadzanie do środka; nazywanie zabawek, kolorów, Adaś podaje to o co go poproszę.
- puszczanie przez całe mieszkanie naciąganych aut, Adaś z piskiem radości je goni.
- patrzenie przez okno na deszcz, łapanie kropel na szybie (o, to Adasia zajmuje na cały dzień).
- targanie starych gazet na jak najmniejsze kawałeczki, wrzucanie ich do pudełka.

A poza tym to się raczej nudzimy, przewalamy po dywanie, przytulamy.
W związku z taką a nie inną pogodą uczyliśmy też Adasia nowych "sztuczek". Tak więc doszło nam posyłanie całuska (najsłodsza rzecz na świecie!), "tup tup tup" czyli głośne tupanie, doprecyzowaliśmy też "myju-myju" - bez pudła trafia w głowę, brzuch, a nogi myje całe od pupy aż do palców!

Nasze czerwcowe obiady to głównie młoda fasolka szparagowa i młode ziemniaczki z koperkiem, masłem i bułką tartą, a desery to głównie ciasto truskawkowe z przepisu mojej Mamy. Kochamy czerwiec!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Deszczowy dzień dziecka

Dzień dziecka w tym roku był wyjątkowo deszczowy. Planowaliśmy iść na Smoczy Piknik Rodzinny pod Wawelem, wieczorem na paradę smoków, po drodze jeszcze na Skałkę, gdzie miały być konie i motory... Wyszliśmy z domu z nadzieją w sercach (bo przestało lać), ale nie doszliśmy nawet na róg naszego placu i znów się rozpadało. No więc nie poszaleliśmy. Spędziliśmy dzień w domu oglądając Adasiowe prezenty. A jest co oglądać!




Miasteczko Mamoko i Dawno temu w Mamoko to książki, które już od dawna były na mojej liście must have. Kto zna ten wie, że nawet dorosły może wsiąknąć. Ja z pierwszą książką usiadłam na kanapie na 40 minut i nie oglądnęłam nawet większości historii!
Adaś na razie chętnie przewraca kartki, pokazuje paluszkiem co mu się uwidzi i opowiada coś zawzięcie po swojemu. Jest jeszcze trochę za mały na historie, ale już niedługo! Szczerze polecam, gdyby ktoś się wahał.

Prezentem od dziadków (u nas w rodzinie dzieci dostają prezenty nie tylko od rodziców jak się okazało) był model Citroena 2CV. To pierwszy nie-plastikowy, dorosły samochód w kolekcji Adasia, ale od razu podbił jego serce. Cały wieczór i pół niedzieli jeździł na kolanach bucząc swoje bbbbbwwwww i wymachując samochodem po podłodze, ścianach, sobie i po nas ;)

To jeszcze na deser Adaś-kierowca po wczorajszych chrzcinach małej Karolinki: