niedziela, 27 października 2013

Zakopane

W związku z tym, że wybrałam niestacjonarną formę studiów cały weekend przesiedziałam na uczelni. Moi chłopcy dostali propozycję wyjazdu do Zakopanego i po raz pierwszy pojechali gdzieś beze mnie na dłużej niż kilka godzin. Strasznie im zazdrościłam, nie ukrywam, że też trochę się martwiłam - jak oni sobie poradzą?
Oczywiście poradzili sobie świetnie, wyspacerowali się na świeżym, czystszym powietrzu za wszystkie czasy, a moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Pokój obok nich mieszkała 18-miesięczna Hania z rodzicami i Adaś podobno stale chciał się z nią bawić :-) 

No to kilka zdjęć z wojaży:


Adaś podczas spaceru (także w Krakowie) zawsze zbiera różne fanty. Tym razem próbował wynieść wielki kamień z Doliny Kościeliskiej.


Po drodze zaliczali liczne przystanki "na koniki".


To zdjęcie wyjątkowo mi się podoba: Mały wygląda jak himalaista! A to tylko schronisko na Hali Ornak...


Czy mówiłam coś o zbieractwie? Patyki są obowiązkowe! W tle nasza "terenówka" - X-Lander. Podobno sprawdził się wyśmienicie na kamienistym szlaku.

A ja padam po weekendzie na uczelni. Podziwiam osoby, które studiują tak na przykład pięć lat - to nie taka łatwa sprawa! Kilka ładnych godzin ten sam wykład, krótkie i rzadkie przerwy... Dzienne studiowanie jest mniej męczące!

piątek, 25 października 2013

Bez zmian

W końcu podsumowania nie było, ponieważ się załamałam kiedy weszłam na wagę! Może wcześniej inaczej stałam, może źle patrzyłam, ale nic mi nie ubyło po tygodniu, a nawet chyba przybyło! Załamka. 
Przyznaję, ten tydzień nie był najlepszy - raz byliśmy u znajomych, którzy spodziewają się dziecka i poczęstowali nas tiramisu, raz byliśmy na kolacji rocznicowej, raz obiad u Babci... Ale nabrałam rozpędu i przynajmniej jestem w stanie krytycznie przyjrzeć się temu, co jemy i jak żyjemy. Notatki, rower, aplikacja Endomondo zliczająca czas i dystanse spacerów...

Moi chłopcy pojechali dziś rano do Zakopanego, a ja zaczynam dziś studia. Wybrałam formę niestacjonarną, ponieważ po pierwsze Małż pracuje na uczelni i wypada mi być z Adaniem, a po drugie obroniłam się po terminie składania dokumentów na studia dzienne. I dziś jestem na uczelni od 14 do 20, jutro od 8 do 20, a w niedzielę od 8 do 15. Stwierdziliśmy, że i tak praktycznie bym się z nimi nie widywała, a że trafiła się okazja jechać, to pojechali. Mam nadzieję, że dadzą sobie radę, w końcu to tylko niecałe trzy dni...

środa, 23 października 2013

Żyjemy zdrowo

Odkąd lekko zmieniłam swoją dietę, skorzystała na tym cała rodzina. Pieczywo wymieniliśmy na razowe, spacery zostały drastycznie wydłużone, zawsze mamy zapas świeżych owoców i dokładniej przyglądam się składom produktów.
Taki nawyk miałam już od dłuższego czasu, ale ostatnio poszerzyłam zakres kontroli o składy w kosmetykach. Skłonił mnie do tego blog Sroki i własne poszukiwania kosmetyków idealnych. Niestety nie znam na pamięć nazw wszystkich szkodliwych substancji, ale w pamięci telefonu mam zapisane kilka najczęściej spotykanych. Zrobiłam szybki przegląd kosmetyków na moich półkach i okazało się, że kilka produktów jest totalnie bezwartościowych. Na szczęście nie były drogie ;)
Zainteresowanych przejrzeniem swojej kosmetyczki odsyłam do źródła.

Adaś wczoraj odesłany do Dziadków, powrócił. Wczorajszy incydent z brakiem drzemki w ciągu dnia nie powtórzył się. Uff... Wyspacerował się z Unią, połaził z Dziadkami po liściach i znów nie chciał wracać do domu ;)

A my z okazji drugiej rocznicy dostaliśmy sokowirówkę, więc popijaliśmy dziś sok marchewkowy. Mniam! Jutro w planach sok jabłkowy i... podsumowanie tygodnia z Minus dziesięć. Mam wielką nadzieję zobaczyć zmianę w dół na wadze...

wtorek, 22 października 2013

Rocznica

To już dwa lata odkąd powiedzieliśmy sobie tak. Dwa lata wspólnej drogi z górkami, dołkami, wybojami i pięknymi widokami. Tylko i aż dwa lata potakiwania, zaprzeczania, tulenia i krzyczenia, wspólnego patrzenia, jedzenia, zasypiania i budzenia się.
Cieszę się, że Cię mam.


poniedziałek, 21 października 2013

Rodzicielska Komitywa Przypiaskownicowa

U nas w parku istnieje coś takiego. Na początku odnosiłam się do tej grupy z rezerwą, być może dlatego, że Adaś był mały i niezainteresowany zabawą z innymi. Zawsze stoją koło siebie, wymieniają się zabawkami między dziećmi (jak to jedna z członkiń mówi: wspólnota zabawkowa, rozdzielana dopiero po 12, kiedy każdy idzie do domu na spanie), prowadzą rozmowy o życiu, o korkach, w końcu o dzieciach.Ale z czasem wkręcam się w tą grupkę, powoli zapamiętuje kolejne imiona dzieci, a Adaś chętnie wymienia się swoimi autami za inne auta, lub kredę do rysowania. Ja czasem przynoszę bańki mydlane, wtedy wszystkie dzieci biegają po parku i łapią. Albo mama Karolka siada na asfalcie i z brzdącami rysuje domki, kotki, liście i kreski. Albo tata Stasia pokazuje jak rzucić orzechem, żeby się sturlał aż na sam dół górki - połowa dzieci rzuca, połowa (w tej grupie przewodzi Adaś) biega za nimi i łapie na dole. Albo babcia Szymonka rozdziela każdemu po aucie, bo ma ich nieskończenie wiele, dosłownie po kilka w każdej kieszeni kurtki. I tak się zawiązuje Komitywa.
Marzy mi się historia przyjaźni od piaskownicy (zarówno w wydaniu dziecięcym jak i wśród dorosłych), chciałabym poznać tych ludzi i ich dzieci na tyle, żeby po 12 wracać razem w stronę domu. Żeby się spotykać na piknikach w lecie. Żeby mieć do kogoś numer telefonu i żeby sobie wzajemnie podrzucać dzieci w razie awarii. Albo żeby iść z dziećmi do kawiarni czy na kulki. Jesteśmy na dobrej drodze. Teraz, kiedy staram się dużo spacerować, wypchanie wózka z 12-kilową zawartością pod tą podgórską górę sprzyja moim celom, więc w parku jesteśmy prawie codziennie.

Na deser: zdjęcie zrobione równo rok temu. Malutki, 9-cio miesięczny Adaś śpi podczas spaceru z ukochaną Unią.


niedziela, 20 października 2013

Dziadkowie

Dwie Babcie, dwóch Dziadków, cztery Prababcie, jeden Pradziadek, a nawet jedna Praprababcia. Adaś opływa w Dziadków, zawsze chętnych do opieki, pomocy, podwózki w nocy do szpitala, pójścia na spacer, przygarnięcia na czas wytężonej nauki... Mamy wielkie szczęście! Adaś jest z nimi mocno związany emocjonalnie, zwłaszcza z "podstawowymi" Dziadkami, czyli naszymi rodzicami. Spędza z nimi na prawdę mnóstwo czasu i nigdy nie chce od nich wychodzić. Nic dziwnego, skoro z Dziadkami można robić tyle fajności! U jednych i drugich Dziadków jest pies, u jednych Ść, u drugich Unia. Po Adasiowemu. Adaś zawsze o tym pamięta, i kiedy nawet rozmawiamy z Rodzicami przez telefon, Bobas zabiera nam telefon i woła: Baba! Unia! Baba! Hau hau!
U Dziadków można chodzić po schodach, nawet tyłem naprzód. Można biegać boso po ogrodzie, zbierać aki i inne skarby, leżeć na Uni, szorować mopem cały dom, stukać kijkami od nordic walking, grać na pianinie, pisać na własnej klawiaturze, wyjmować z szafki 10 pilotów od różnych urządzeń i naciskać, trzymać Ść na smyczy, a nawet iść spać po 22, bo dziadzia późno wrócił i trzeba go przytulać! Szaleństwo! :-)
Wczoraj i dziś Adaś był u jednych Dziadków i wybrali się do parku na spacer. Po drodze spotkali wiewiórki, którym rzucali orzechy, a potem rzucali się liśćmi! Mały był zachwycony, i nie ucieszył się jakoś szczególnie bardzo, kiedy przyjechaliśmy go odebrać. Nic dziwnego ;-)





piątek, 18 października 2013

Minus dziesięć

Wczoraj postanowiłam wreszcie wziąć się za siebie i rozpocząć swój własny projekt "Minus dziesięć". Chcę schudnąć 10 kg. Od pół roku chodziłam mniej-więcej dwa razy w tygodniu na fitnessy różnej maści, ale poza poprawą kondycji nie zauważyłam większych zmian. Teraz na pierwszy ogień poszedł przegląd jedzenia i dziennej aktywności. Zainteresowała mnie dieta strukturalna, więc będę się starać aby, zgodnie z jej zaleceniami, co najmniej 2/3 produktów w diecie było ze strukturalnej listy, dostępnej np. tu. Dodatkowo zliczam minuty spacerów i jazdy na rowerku, który jedzie właśnie do mnie od Teściów :-)
Po każdym tygodniu mam zamiar robić podsumowanie i przy okazji sprawdzać, czy coś się zmienia!
START!
10 - tyle brakuje do szczęścia :-) źródło:liveandlovelifeva.com

czwartek, 17 października 2013

Dzień z życia Adasia

No i prawie pamiętałam. Nieco więcej niż pół roku minęło od pierwszego opisu dnia Adania, chociaż miało być porównanie co 6 miesięcy... Nie szkodzi, niewiele się zmieniło od 22 września! Rozkład jazdy z 22.03 <- pierwszy opis.

  • 7-7.30 Adaś się budzi i budzi nas wołając najpierw cicho, a potem bardzo głośno: Anu! Mama! Tata! - to Anu to o mnie, bo jestem Ania, jak się okazuje także dla Adania. Małż wstaje i robi mu mleczko poranne, po czym wraca do łóżka i śpimy jeszcze pięć minut zanim Mały zje. Potem wrzucamy Bobasa do nas, kotłujemy się po łóżku z 15 minut i wstajemy koniec końców w okolicach godziny 8.
  • Koło 10 zwykle wychodzimy na spacer, w czasie którego Adaś zjada drugie śniadanie (czasem przed spacerem). Wracamy przed 13.
  • Po spacerze Dzidź pada zmęczony i śpi od 13 do 15. Czasami, jeśli spacer był mocno wyczerpujący, to i do 16.
  • 15.30-16 Adaś je obiad, potem idziemy na spacer (chyba, że jest tak zimno jak teraz, to zostajemy w domu i szalejemy). Wracamy koło 18, bo robi się już ciemno, w lecie łaziliśmy nawet do 20.
  • Punkt 20 (albo 20.30, jeśli drzemka była do 16) Adaś ustawia się na czworakach w salonie i woła nas. Oznacza to, że idziemy się myć*. Najpóźniej pół godziny później Adaś zostaje włożony w piżamie do łóżka, dostaje buziaki, gasimy światło i wychodzimy. Zazwyczaj po 5-15 minutach śpi. Czasami Mały budzi się w nocy i kwęka cichutko tuu, tuuu, tata tuuu... co oznacza, że skopał poduszkę w nogi i należy ją odnaleźć i odłożyć na właściwe miejsce, bądź też stało się tak ze smoczkiem (używanym do zasypiania tylko i wyłącznie).
Pozmieniało się, oj pozmieniało! Czytając wpis sprzed tych 7 miesięcy zachodziłam w głowę co to był "kaszkospacer", albo jak to możliwe, że spał trzy razy dziennie? Teraz ciężko go zmęczyć - trzeba się sporo nachodzić, żeby zasnął jak...małe dziecko.

To setny wpis na tym blogu. Część (pierwsze posty) została przeniesiona ze starego bloga, ale zdecydowana większość powstała już tu. Czytając taki rzeczy jak przytoczony na początku wpis aż się łezka w oku kręci, że "to było tak dawno!".

* Nie wiem skąd wziął się ten zwyczaj, ale do łazienki zawsze idziemy na czworakach - pierwszy Adaś a za nim my. Jeśli ktoś oszukuje, to Adaś krzyczy na nas, dopóki oboje nie będziemy na kolanach ;)

Na koniec kolejny jesienny spacer nas Wisłą.


środa, 16 października 2013

Porządkując ostatnie wydarzenia...

Obroniłam się i dostałam się na kolejne studia. Małż prowadzi zajęcia. Adaś wyzdrowiał. Wszystko jest na dobrej drodze, jedynie ta pogoda...
Odwracamy głowy w stronę minionych niedawno dni i z rozrzewnieniem oglądam kolorowe jesienne zdjęcia ze spacerów. 



Nieodłącznym elementem spacerów jesiennych jest zbieranie kasztanów, czy aka-ów, jak kto woli. Adaś chowa je po kieszeniach i później, znienacka, wyciąga i rozdaje innym dzieciom lub na przykład pani w sklepie.


Taką piękną scenerię oferują poranne, dopołudniowe spacery nad Wisłą. Szuranie w liściach, tarzanie się w liściach, obrzucanie się liśćmi - kolejny obowiązkowy punkt programu!


Wyjątkowy niedzielny spacer z Dziadkami po Lesie Wolskim w towarzystwie powolnego Westa był nadzwyczaj udany. Adaś koniecznie chciał trzymać psa na smyczy, odpinać, przypinać, wołać. Dobrze, że West prowadzi stateczne, powolne życie!