czwartek, 31 stycznia 2013

Zęby, ząbki, ząbóle


Idą chyba ze trzy na raz. Adaś jest niespokojny, płacze, dużo krzyczy. W związku z tym smarujemy, masujemy, dajemy ryżowe wafelki, nosimy i dużo przytulamy. Usypiamy po 3-4 razy, bo się przebudza. Pocieszające jest wspomnienie sprzed kilku tygodni, kiedy wychodziły jedynki - jedna noc praktycznie bez snu, ale po tej nocy zupełnie jakby nowy Bobas. Uśmiechnięty, rozćwierkany, grzeczniutki... Może tym razem też tak będzie.
Adaś wrócił dziś koło południa od Dziadków i był na nas mocno obrażony - musieliśmy go pół godziny do siebie przekonywać. 
A w sobotę wracamy z Dzidziem na basen. Już nie możemy się doczekać, bo nasz Bobas przejdzie prawdopodobnie do starszej grupy i będzie pływał z makaronem i w skrzydełkach :) Bez trzymania się mamusi!

środa, 30 stycznia 2013

Wyjechał

Adasia nie ma, a bardzo za nim tęsknię. To takie dziwne, bo kiedy jest w domu to mam go często dość. Wystarczy, że pojedzie do Dziadków, a ja co pięć minut zadaję sobie pytania: "Czy mój dzidziuś ładnie zjadł kaszkę?", "Czy teraz drzemie, jak co dzień, czy może nie może zasnąć beze mnie?", "Kurcze, a może płacze?" ;) Taka ze mnie mamusia.

wtorek, 29 stycznia 2013

tangram


Krótko ku pamięci, bo się uczę na jutrzejszy egzamin:
Adaś u Dziadków od 9 rano do jutra popołudniu z dwóch powodów - dzisiaj równocześnie Małż miał egzamin i ja byłam w szkole prowadzić zajęcia (było super, dzieciaki same rysowały i wycinały tangramy, a potem układaliśmy różne rzeczy), a jutro mamy w tym samym czasie egzaminy. No a w ten sposób możemy spokojnie się uczyć.
Kurde, pierwsze takie dłuższe "wolne", a my siedzimy na tyłkach zagrzebani kupą kartek ;)

Zabezpieczenia Antydzieciowe


Kiedy Adaś nauczył się sprawnie przemieszczać na brzuchu zaczęliśmy myśleć nad zabezpieczeniem terenu. W salonie mamy dwie szafki i pięć szuflad na wysokości dostępnej małym sprytnym rączkom, oraz dość spory regał. Szafki były najłatwiejsze - zaczepy z Ikei. Gorzej z szufladami, bo dwie są głębiej niż ich obramowanie (czyli zaczep nie ma sensu, bo palce i tak da się przytrzasnąć) a trzy są non-stop otwierane. Więc jedną z tych dwóch zakleiliśmy zaczepem "od dołu" - koniecznie trzeba wtedy obciąć na równo wszystko, co wystaje, inaczej szuflada była otwarta po dwóch sekundach. Druga z dwóch szuflad ma zabezpieczenie w postaci krzesła stojącego przed nią, na którym Małż siedzi kiedy pracuje (co równa się "kiedy Adaś jest nią najbardziej zainteresowany"). Szafeczkę z trzema szufladami za to wsunęliśmy w kąt i wciskamy koło niej wielką poduszkę ;) Ale to wszystko już dawno temu. Nowym odkryciem Adasia było to, co można zmajstrować w kuchni. Doskonale umie już otworzyć lodówkę i... przekręcić kurek od kuchenki. W ten sposób kiedyś woda na makaron "gotowała" mi się 40 minut ;) Na nic były krzyki, wynoszenie, proszenie, przytulanie, tłumaczenie, zastawanie ciałem czy wysokim krzesełkiem. Aż pewnego dnia (przedwczoraj) miał niezłe zdziwko...
Stopień wymacania i odbicia palców WSZĘDZIE świadczą doskonale o tym, jakim zainteresowaniem cieszy się kuchenka. Adaś już nic nie przekręci i nie wyłączy obiadu w połowie gotowania :)
A o regale opowiem innym razem - to trzeba zobaczyć ;)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

NIE!


Ochłonęliśmy już prawie po imprezie urodzinowej. Prawie, bo wczoraj byłam z Małżem na koncercie-festiwalu rockowo-corowo-alternatywno-progresywnym. Jeżu, co za hałas! ;) A dziś z rozpędu kolejny egzamin. Strasznie wiało z klimatyzacji, a babka nie umiała jej wyłączyć, więc nie siedziałam do końca, tylko jak napisałam to od razu uciekłam na cieplutki korytarz.
Tak się przejęłam Roczkowymi obchodami, że zupełnie zapomniałam o Regularnej Kontroli Postępów. Podsumowując, Adaś umie już między innymi:
samodzielnie stać (ale jeszcze nie "wstać bez trzymanki"), chodzić trzymając się za jedną rączkę, chodzić trzymając się tyłu moich spodni na wysokości kolan, wrzucić zabawkę do pudełka (kiedy powiem "Adasiu, wrzuć misia do pudełka" i samodzielnie z własnej inicjatywy), powiedzieć "tata" i "mama" (chociaż "mama" zdecydowanie rzadziej, maksymalnie raz na dwa dni), wyjąć sobie wafelka ryżowego z pudełeczka, wyjeść z miseczki do czysta makaron lub ryż, napić się z kubka kapka (jeden z tych co mamy kapie, i ten właśnie Dzidziowi najlepiej podchodzi). Dziś nawet głaskał ze mną kotka w książeczce i powiedział wtedy coś na kształt "miauu", ale to chyba przypadkowo ;)
Martwi mnie jego, jak to delikatnie ujęła jedna z rehabilitantek, silna motywacja. Jak coś sobie upatrzy, to musi (powtarzam: MUSI) to mieć, za wszelką cenę. Dziś na przykład dawałam mu podwieczorek, a on chciał sięgnąć łapką po leżący na stole telefon. Powiedziałam jedynie "nie Adasiu, nie wolno". I miałam 10 minut takiego ryku jakbym mu nie wiem co zrobiła. Gile z nosa, łzy jak grochy i wyje. Taki jest z niego aparat! Musimy szybko odwracać jego uwagę. Daję mu czas żeby sam się uspokoił, a potem delikatnie głaszczę po główce i mówię spokojnym głosem, że nic się nie stało. Ech, trudny przypadek!
To jeszcze Pan Uparciuszek na sankach (bada, czy śnieg absolutnie zawsze jest zimny):


sobota, 26 stycznia 2013

Roczek


Dzisiaj Adaś skończył roczek! Była impreza, były prezenty, był tort, o który drżałam do momentu kiedy go nie spróbowałam! MNIAM! Oto i on:
Tort w pełen gotowości do zjedzenia
Spodziewałam się tego, że Adaś nie będzie zbytnio zainteresowany dmuchaniem świeczki - ja obstawiałam że zje, Małż, że tylko chwyci. A on nas zaskoczył - no dobra, sięgał w jej stronę, ale ostatecznie porwał jednego biszkopta kiedy my byliśmy zajęci dmuchaniem ;) I oczywiście do paszczy. Wszystko jest nagrane na taśmie! Tort był przepyszny - jak nie lubię tortów ogólnie, to ten mi super podszedł. Był lekki stres, ponieważ Babcia Małża jest rodzinnym guru ciast, a Małż w połowie robienia kremu powiedział, że ta właśnie Babcia robiła mu zawsze taki tort. Poza tym było dużo osób które miały jeść moje cudeńko, a zazwyczaj moja "publiczność" ogranicza się do Małża i kilku znajomych. No i najważniejsze - drugi raz w życiu robiłam jakikolwiek tort. Ale udał się. Truskawkowy. Odpowiedni dla Roczniaka (oczywiście w małych ilościach).
Całą drogę powrotną przypominaliśmy sobie "co właśnie się działo" - akurat jechaliśmy w godzinę narodzin Adasia. Kiedy dowiedzieliśmy się, że to będzie DZIŚ. Kiedy zabierali mnie na cesarkę. Adaś właśnie wyjechał. Małż i cała rodzina właśnie drżeli o moje i Adasiowe życie. O, a teraz ja wyjechałam, naładowana morfiną. Pamiętam tylko nachylające się nade mną twarze, a potem już znów był dzień. I druga operacja, bo zrobił się krwiak. Oglądaliśmy też pierwsze zdjęcia Bobaska z inkubatora - burza czarnych włosów, skóra jakby za duża o rozmiar. Taki był malutki, kilo osiemset. A dziś waga cięższa ;)

Już prawie chodzi :-)
Adasiu, kochamy Cię! Sto lat!

środa, 23 stycznia 2013

tomorrow never dies


Nie mam prawa jazdy. Nie mamy samochodu. Jeździmy codziennie tramwajami.
No bo z samochodem to są same problemy - od prostego "omatkomamlódnaszybie!" aż po "gdzie tu k* zaparkować!!". Zalety korzystania z komunikacji miejskiej (podobno najlepszej w kraju!) są niepodważalne! Zero stania w korkach, zero odmrażania, odśnieżania, czekania "aż się silnik zagrzeje", problemów z parkowaniem też jakby mniej. Każdego dnia, gdy idę na przystanek, współczuję osobom, które muszą się męczyć w samochodach. Ani to tanie, ani nie wygląda, a jak ktoś ci wjedzie w tyłek, to jesteś ładne kilka stów w plecy.
Jeżdżenie tramwajami ma też swoje wady, jak na przykład śmierdzący ludzie, którzy zimą się nie myją lub chociażby zamarzające trakcje. No i nie poradzisz - tramwaj nie pojedzie. Na szczęście rzadko się to zdarza ;)

Pierwszy ważny egzamin za mną. Raczej zwycięsko z niego wyszłam pomimo niewielkiego nakładu czasu na naukę - Adasiowi idą kolejne zęby i wieczorami jest okropną przylepą.
Mamy już też nowy fotelik samochodowy dla Dzidzia - zdecydowaliśmy się na Maxi-Cosi Priori XP w niebieskim kolorze. Adasiowi bardzo się podoba, bardzo chce na niego włazić lub zwyczajnie się po nim przewalać ;)
Przygotowania do urodzin w ostatniej fazie - impreza już w sobotę. W piątek jedziemy do Dziadków u których będzie się to wszystko działo, żeby na miejscu już przygotować czekoladowe pianki w kieliszkach i żeby piec tort. Już nie mogę się doczekać! Moja Dzidziunia taka dorosła!!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Laurka od roczniaka



Takie oto kartki dostali dziś Dziadkowie, z okazji dni Babć i Dziadków :-) Porównaliśmy tę odbitą łapkę z taką z 30.03. ubiegłego roku. Jest dokładnie połowę mniejsza.

niedziela, 20 stycznia 2013

Gdzieś przecież jest szczęśliwa wyspa


Co za dzień!
Dziadkowie jak co tydzień czekali w napięciu aż wydamy im Adasia na przechowanie (na praktycznie cały dzień). Wydaliśmy, z zamiarem uczenia się cały dzień. W związku z tym:
1) poszliśmy na basen, na który mieliśmy chodzić co tydzień "ale jakoś nie wyszło" (pomimo karnetu kupionego na 22 wejścia); w końcowej fazie przebierania się rozerwałam czepek. Idę więc do ratowników żeby zapytać, czy aby na pewno są tu obligatoryjne, a tam... Wujek Rekin z Baby Swim Adasiowego. Po krótkiej pogawędce wyjaśniliśmy sobie, że niestety czepki są obowiązkowe i że Wujek Rekin nie nagrał nam jeszcze płytki z podwodnymi filmami z Dzidziem w roli głównej. Dobra wiadomość jest taka, że po starej znajomości pożyczył mi swój czepek i nie przesiedziałam godzinnego wejścia mocząc stopy w wodzie. Po wyjściu, pod prysznicem, czekała na mnie kolejna niespodzianka - naga pani. Ok, powoli się godzę z tym, że babki bez oporów na golasa się kąpią po basenie, ale jakoś zawsze mnie to niemiło zaskakuje. Zdążyłam się normalnie umyć, wytrzeć i cała ubrać zanim ona wyszła spod prysznica ;)
2) poszliśmy na zapiekanki w ramach obiadu, po drodze do 
3) Galerii, gdzie udaliśmy się żeby kupić parę rzeczy: farbki do malowania twarzy (oczywiście nie było takich jak chciałam i kupiliśmy zwykłe plakatówki - w związku z laurką na dzień Babci i Dziadka, szczegółowa relacja jutro), kurtkę męską sztuk 1 z H&Mowej wyprzedaży, piżamkę dla Adasia (to akurat "jakoś tak" znalazło się w zakupach) i żeby było sprawiedliwie, że każdy coś dostaje, to ja kupiłam sobie nowe bieliźniane doły. Wybił bowiem najwyższy czas ażeby wymienić ponaciągane, wysokie, pocesarskocięciowe majciochy na coś bardziej kobiecego! ;)
4) Po powrocie z galerii udawaliśmy przez chwilę, że się uczymy, a potem korzystając ze sposobności oddaliśmy się daleko lepszej rozrywce - graniu w Carcassonne. To takie w naszym stylu!
5) Żeby nie było żeśmy totalne lenie dodam, że dom odkurzony, pranie wyprane, rosół na jutro jest (od jednej z Babć, ale to nie szkodzi).
No to wracam do uczenia się.

sobota, 19 stycznia 2013

A wszystko to by się nie uczyć


Dziś Adaś nas trochę zaskoczył - co najmniej z pięć razy puścił się oboma rękami i sam stał! Zupełnie bez trzymanki i przez ładną chwilę. Jeden raz nawet trzymał w rączce ryżowy wafelek i jadł na stojąco :-) Ćwiczymy też chodzenie za jedną rączkę, ale Adaś szybko się poddaje. Na wszystko przyjdzie czas.
Zajęłam się dziś zbliżającym się egzaminem z matematyki dla klas 1-3, a konkretnie zestawem zadań tekstowych. Kurcze, niektóre to prawdziwe łamigłówki, kiedy trzeba je rozwiązać w sposób dostępny dla trzecioklasisty (zwłaszcza dla kogoś po mat-fizie, kto wszystko od razu ubiera w równania...). 
Kupowanie nowego fotelika samochodowego weszło w końcową fazę - wyboru koloru. Chętnych na zrzutkę na fotelik (żeby był jako prezent na urodziny Adasia) już kilku jest, więc łatwiej było nam się zdecydować na konkretny przedział cenowy.

piątek, 18 stycznia 2013

Dzień za dniem, krok za krokiem


Adaś pierwszy raz w życiu ogląda telewizję. Nie żeby coś, ale to był Władca Pierścieni. W momentach, kiedy orki wydają swoje ryki ("khhhhkkkhhkhkk!!!") Adaś im odpowiada: "khhhhkkkkhhhkkh!". I pogadali.
Taki spokojny dzień, powolny, radosny. Zaczęliśmy go o 10. Z Adasia rano jest straszny śpioch - to pewnie po mamusi ;) Nie byliśmy dziś na spacerze - odkąd poczytałam raporty o smogu w mieście zrobiliśmy się ostrożni. Może bez przesady, ale nawet ja dziś w drodze do sklepu miałam drapiące uczucie w gardle od powietrza. Jutro może pójdziemy, Adaś wariuje jak się nie przekima na polu w ciągu dnia.
Ostatnio nie czynimy żadnych postępów w nauce chodzenia lub mówienia. W kółko tylko tata i khhh. Raz dzisiaj zdarzyło się najsłodsze na świecie "mama". Za takie piękne słowo zrobię wszystko!

wtorek, 15 stycznia 2013

Już za minutkę, już za momencik...


Czytałam ostatnio o problemach z Wieczorynką. Że dzieci nie mogą się doczekać, a jak już się doczekają to trwa pięć minut. Że TVP1 chce się pozbyć Wieczorynki z ramówki, jako reliktu przeszłości. Bo nikt już nie ogląda Dobranocki (podobno jedynie 15% jej odbiorców to dzieci).
Ja oglądałam Wieczorynkę, codziennie czekałam do 19 (szczególnie w niedziele, kiedy leciał Kubuś Puchatek - mam wszystkie odcinki na VHS nagrane ;) ), a zaraz po niej szłam się myć i do spania. Chciałabym żeby mój Adaś oglądał takie piękne Disneyowskie bajki - jeśli kiedykolwiek zainteresuje się telewizorem, bo na razie nic a nic go nie obchodzi. Podobno telewizja argumentuje, że dzieci oglądają bajki na innych kanałach. Co kto ma - my nie mamy takich bajkowych programów i chciałabym żeby Wieczorynka była. Podobno przed bajką leci mega długi blok reklamowy i zapowiedzi wieczornych horrorów - to paskudne. Biedne dzieci, które to oglądają! W ten sposób chcą tylko zniechęcić jeszcze większą rzeszę rodziców do włączania dzieciom Jedynki. Co za czasy.

Poza tym tematem, to szukamy pomysłów na prezent na roczek Adasia, żeby porozsyłać wiadomości po rodzinie. Mamy na razie pomysł na puzzle piankowe, które można ułożyć w matę (super do gryzienia, a później do układania przestrzennych rzeczy), różnego typu sortery drewnianych klocków no i standardy typu pieluszki, kaszki, grzechotki... Czy ktoś ma jakieś fajne pomysły?

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Idzie nowe...


Kolejna noc przespana bez ani jednej pobudki! Chyba zaczynam się przyzwyczajać ;)
Coraz intensywniej myślę ostatnio "co dalej?". Pamiętam jak jeszcze całkiem niedawno płakałam, żeby móc się wyrwać z domu na zajęcia. Wracałam okrężną drogą i na piechotę, żeby dłużej pobyć samej. Chodziłam na wszystkie zajęcia, z uśmiechem na ustach leciałam po zakupy. Sama. Bez nich. O, teraz wszystko się zmieniło. Przerwa Świąteczna trwała ponad dwa tygodnie (dla mnie). Przez ten czas byliśmy cały czas razem. I było wspaniale. Jakoś ostatnio odkryłam jak cudownie jest "siedzieć w domu". Jak cudownie jest patrzeć kiedy Adaś stawia pierwsze kroki (no, jeszcze ich nie było, ale potrafi już przejść kilka kroczków trzymając się tylko jedną ręką mamy lub taty!!!!), jak cudownie jest ugotować spokojnie zupę. A nie żywić się na stołówkach albo jeść na szybko pierogi od babci. Cudowne, spokojne życie.
Dlatego właśnie zastanawiam się poważnie nad studiami. Co dalej? Co po wakacjach?

niedziela, 13 stycznia 2013

Sprzedane!


Dzisiejszy dzień znów upłynął nam pod znakiem czerwonego serduszka WOŚP. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to napiszę, że my bardzo wspieramy Jurka Owsiaka i Wielką Orkiestrę. W zasadzie od zawsze, ale zwłaszcza od zeszłego roku, kiedy urodził się Adaś, i pierwsze tygodnie swojego życia przeleżał w inkubatorze z serduszkiem podłączony do pomp z serduszkiem i "pikaczem" (również z serduszkiem) założonym na palcu. Dzisiaj dla odmiany Małż mój z zespołem grał koncert na rzecz WOŚP w Miechowie, a ja byłam razem z nimi. Dali na aukcję swoją płytę i ktoś ją kupił! Potem jeszcze my licytowaliśmy koszulkę z serduszkiem i udało się! Wygraliśmy, a pieniądze przekazaliśmy rzecz jasna na główny cel.
Dzidź w tym czasie był znowu u dziadków. Zamęczymy ich z tym Adasiem! Jutro mają nam wymieniać zamek w drzwiach i ma przez cały dzień zionąć dziura po starym zamku, w związku z czym przyjeżdża jedna z babć - do pilnowania domu i Małego. Znów proszenie o pomoc w ostatnim momencie...
Po dwóch ciężkich nocach (z tego jednej bardzo ciężkiej - spaliśmy może dwie godziny przez Adasiowe zębóle) nadeszła wreszcie noc dobra. Mały przespał ciurkiem od 21 do 7.30. Zwykle też tak śpi, ale czasem się przypadkiem przewróci na brzuch (=pobudka, odwrócenie, zaśnięcie) albo kaszlnie (=pobudka, znalezienie smoka, spanie) albo coś zamruczy (=obudzenie, sprawdzenie, spanie) albo głośno westchnie i tak jakoś się przebudzamy kilka razy w nocy. Przyznaję - Małż wstaje i głaszcze, odwraca, wsadza smoka, sprawdza... ale ja też się czasem budzę (ach ten twardy sen...) więc wiem jak to wygląda. A z wczoraj na dziś - nic. Ani razu! Nawet się sami z siebie obudziliśmy i Małż sprawdzał, czy Adaś jeszcze jest w łóżeczku ;)

sobota, 12 stycznia 2013

summer breeze


Wczoraj.
Wczoraj był wspaniały dzień. Najpierw byliśmy na przepięknym spacerze w naszym parku. Akurat wyszło słońce, nie padał śnieg... Było tylko trochę ślisko, co przypłaciłam obtłuczonym tyłkiem. Śmialiśmy się jak głupki, bo ja pchałam wózek, a Małż pchał mnie. I mieliśmy taki odwrócony kulig. Było super. Pod koniec spaceru nawet nasz spacerowy śpioch się obudził i z wielkim zdziwieniem obserwował biały świat dookoła.
Po południu Małż grał koncert ze swoją post-alternatywno-grunge-rockową kapelą, na koncercie na rzecz WOŚPu. O, dla nas to ważna sprawa! W każdym razie na koncercie na końcu świata (albo jeszcze dalej) w dworze Czeczów było na początku 5 osób. Ja i druga kapela która grała. Generalnie było strasznie, strasznie wesoło, zwłaszcza, że pan Organizator sam w sobie był bardzo zabawny. Wkrótce dołączyły panie, które skończyły pilates i harcerze ze zbiórki i było już całkiem sporo osób ;) Ale koncert miodzio.
Dzisiaj.
Dzisiaj są moje urodziny. Chociaż w dniu kiedy się urodziłam jeszcze nie byłam "po tej stronie", to byłam już bardzo blisko. Urodzę się za półtora godziny. Byli moi i Małża rodzice i nasze rodzeństwo. Upiekłam tort cytrynowy, który w końcowej fazie "szału-ozdabiania-pierwszego-samodzielnie-upieczonego-tortu-w-życiu" wyglądał tak o:
Jak cytrynowy to cytryny na wierzch (wymyślone pod wpływem chwili - kupiłam za dużo cytryn i nie miałam co z nimi zrobić :p) i kulki czekoladowe z koniakiem (dostałam na święta). Akurat kulek ułożyło mi się tyle, ile skończyłam dziś lat. Zupełnie przypadkiem. Wszystkim smakował, tylko biszkopt, który jest na spodzie, wyszedł trochę suchy. Ale bita śmietana nadrobiła! 
Za dwa tygodnie pierwsze urodziny Adasia. Wczoraj sam stał, na krótką chwilę puścił się ramienia Małża i tak się zdziwił, że po chwili usiadł z wrażenia :) No i mamy trzeciego zęba na wierzchu - witaj na świecie, pogromco snu!


czwartek, 10 stycznia 2013

Najlepsza zabawka


Z nieukrywanym zdziwieniem odkrywam, że dla mojego Adasia najlepszą zabawką jestem ja. Dodam, że przez ten rok nazbierały się dwa ikeowe pudła na kółkach pełne zabawek. Większość długo mu posłuży, bo zawsze prosiłam o takie użyteczne zabawki - klocki, książeczki (przekładanie kartek to ostatnio hit), wieloczęściowe pluszaki, ukochane gumowe kaczki... Przy każdej okazji prezentowej mówiłam raczej o takich codziennych rzeczach w stylu pieluch, jedzenia, balsamu do ciała dla Małego. A i tak tyle tego jest, że mnie to lekko przeraża. Za rogiem czają się pierwsze urodziny.
Wracając do rzeczy. Pomimo tylu świetnych zabawek, nadających się do: gryzienia, rzucania, skubania, lizania, gonienia (każda zabawka musi to wszystko przetrwać), kiedy tylko włączę komputer, wezmę książkę lub zabiorę się za gotowanie - Adaś musi stać koło mnie i się mnie trzymać. I mnie gryźć, skubać, lizać... Wystarczy, że siądę na podłodze i zaczyna przełazić przez moje nogi, ciągnąć za sznurki od spodni, bawić się zamkiem od bluzy, ciągnąć za włosy i pacać łapką po rękach. Nawet kiedy go usypiam - żaden miś nie przytuli tak jak mama (i żadnemu nie da się przybić piątki przez sen).
Ech Adasiu, mój mały Maminku!

niedziela, 6 stycznia 2013

Unplayed piano still holds a tune


Adaś dziś wybył do Dziadków, którzy z nienacka zadzwonili, że bardzo chcą go przygarnąć na pół dnia. Więc pojechał o 12, a my zaczęliśmy się lenić. Zero motywacji. Ale w końcu, po spokojnym zjedzeniu obiadu, zaciętej walki podczas partii Carcassonne* wzięliśmy się za sprzątanie i pierwszy raz od dłuższego czasu porządnie posprzątaliśmy łazienkę. Tak na wysoki błysk. Zrobiłam też przegląd moich kosmetyków, z których część straciła ważność daawno temu, no i wymieniliśmy nawet szczoteczki do zębów na nowe.
Właśnie oglądałam fotoreportaż z Koncertu Noworocznego z Kopalni Soli w Wieliczce i zrobiło mi się smutno. Ja też tam kiedyś grałam, na tamtej scenie, z tymi wspaniałymi wokalistami! I tak mi się tęskno zrobiło do tych lat, kiedy w tygodniu miałam codziennie około 9-10 godzin zajęć a we środy 12. Kiedy w soboty wstawałam z własnej woli o 7 rano, żeby na ósmą dojechać na próbę orkiestry. Cóż to była za orkiestra! Przyszło mi w niej być w latach największego rozkwitu, najlepszego składu, największych chęci. Byliśmy w Świecie - na Ukrainie, we Francji, w Norwegii, a nawet dotarliśmy na Islandię (to opowieść na osobny wpis). Boże, to były cudowne lata. Przygoda skończyła się, kiedy zaszłam w ciążę, a może nawet trochę wcześniej. Ludzie pokończyli Szkołę, rozjechali się po Polsce, a tym, którzy zostali i tym, którzy przyszli nowi - nie chciało się. Więc mi też przestało tak bardzo zależeć, a dość zaawansowana ciąża była dobrą wymówką. A teraz trochę żałuję, bo widziałam na zdjęciu z Koncertu Noworocznego kilka znajomych mi z tamtych lat twarzy. Grałam 13 lat (czyli większość życia), mam dyplom muzyka zawodowego. W praktyce oznacza to tyle, że czasem zdarza mi się dostać pieniądze za granie, że słyszę kiedy przyszłe panie przedszkolanki wokół mnie niemiłosiernie fałszują, że cieszę się jak dziecko, kiedy Adaś klaszcze ze mną do rytmu piosenki. I umiem mu zagrać parę prostych rzeczy na pianinie. W tym miejscu oczy zachodzą łzami, przed oczami uniesiona batuta, w sercu niepokój "czy będzie wszystko równo, i czy porwiemy tłum". Wspomnienia!
-------
*W Carcassonne można grać albo pod nieobecność Adasia, albo kiedy śpi. Inaczej przychodzi, ogląda z której strony wejść na płytki żeby najwięcej rozwalić i rozwala. A potem zjada płytki.

wtorek, 1 stycznia 2013

Słowo na styczeń

W naszym domu wisi kalendarz, w którym zapisujemy i zaznaczamy wszystkie ważne daty, szczepienia, kontrole, egzaminy... Na każdy miesiąc jest zdjęcie innego małego dziecka i cytat. Postanowiłam zapisywać tu te cytaty jako "Słowo na...." dany miesiąc. Może to jakaś wskazówka, wyzwanie, pytanie...? Na ten miesiąc mamy takie o:
Tylko szczęśliwi rodzice mogą wychować szczęśliwe dzieci.
Sama prawda!