poniedziałek, 28 stycznia 2013

NIE!


Ochłonęliśmy już prawie po imprezie urodzinowej. Prawie, bo wczoraj byłam z Małżem na koncercie-festiwalu rockowo-corowo-alternatywno-progresywnym. Jeżu, co za hałas! ;) A dziś z rozpędu kolejny egzamin. Strasznie wiało z klimatyzacji, a babka nie umiała jej wyłączyć, więc nie siedziałam do końca, tylko jak napisałam to od razu uciekłam na cieplutki korytarz.
Tak się przejęłam Roczkowymi obchodami, że zupełnie zapomniałam o Regularnej Kontroli Postępów. Podsumowując, Adaś umie już między innymi:
samodzielnie stać (ale jeszcze nie "wstać bez trzymanki"), chodzić trzymając się za jedną rączkę, chodzić trzymając się tyłu moich spodni na wysokości kolan, wrzucić zabawkę do pudełka (kiedy powiem "Adasiu, wrzuć misia do pudełka" i samodzielnie z własnej inicjatywy), powiedzieć "tata" i "mama" (chociaż "mama" zdecydowanie rzadziej, maksymalnie raz na dwa dni), wyjąć sobie wafelka ryżowego z pudełeczka, wyjeść z miseczki do czysta makaron lub ryż, napić się z kubka kapka (jeden z tych co mamy kapie, i ten właśnie Dzidziowi najlepiej podchodzi). Dziś nawet głaskał ze mną kotka w książeczce i powiedział wtedy coś na kształt "miauu", ale to chyba przypadkowo ;)
Martwi mnie jego, jak to delikatnie ujęła jedna z rehabilitantek, silna motywacja. Jak coś sobie upatrzy, to musi (powtarzam: MUSI) to mieć, za wszelką cenę. Dziś na przykład dawałam mu podwieczorek, a on chciał sięgnąć łapką po leżący na stole telefon. Powiedziałam jedynie "nie Adasiu, nie wolno". I miałam 10 minut takiego ryku jakbym mu nie wiem co zrobiła. Gile z nosa, łzy jak grochy i wyje. Taki jest z niego aparat! Musimy szybko odwracać jego uwagę. Daję mu czas żeby sam się uspokoił, a potem delikatnie głaszczę po główce i mówię spokojnym głosem, że nic się nie stało. Ech, trudny przypadek!
To jeszcze Pan Uparciuszek na sankach (bada, czy śnieg absolutnie zawsze jest zimny):


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz