sobota, 30 marca 2013

Zdjęć kilka i życzenia

Adam poranny i wygibasy na łóżku rodziców
Chcecie coś z koszyczka?

Próba ubrania przed jutrem

Adam-szafiarka szczerzy się do aparatu



piątek, 29 marca 2013

Kolejne Święta we trójkę

To będą już nasze trzecie Święta razem. Rok temu Adaś miał dwa miesiące, cichutko wylegiwał się całymi dniami w łóżeczku, nie potrafił nawet podnieść głowy. To były szczególne Święta, ponieważ w Poniedziałek Wielkanocny odbył się Adasiowy chrzest, na którym spotkała się cała rodzina - i ze strony Małża i z mojej strony.
Święta Bożego Narodzenia przyniosły nam wiele wzruszeń - Adaś miał wtedy 11 miesięcy i już wiele potrafił. Nie usiedział długo na miejscu, wciąż czworakował pod stołem i zaczepiał wszystkich gości. Dostał oczywiście najwięcej prezentów, które ledwo zmieściły nam się do samochodu!
A te Święta również będą wyjątkowe. Będzie nas jeszcze więcej, bo moja kuzynka jest w ciąży z terminem na 3.04, moja ciocia jest w ciąży z terminem na maj... Baby boom ogarnął rodzinę po tym, jak Adaś przerwał 14-sto letni okres bezdzieciowy!

Dzisiaj Adaś jest rozrabiaką, który sieje ogólne zniszczenie i zamęt. Jest okropnie uparty i jeśli nawet najmniejsza rzecz pójdzie nie po jego myśli - wpada w krzyki, wrzaski i generalnie histerię. Zazwyczaj jest jednak najbardziej kochanym Bobinionem na świecie. Przynosi nam wszystkie okruszki jakie znajdzie na podłodze, podaje nam kapcie (!), rano budzi nas śmiechem z łóżeczka, a wieczorami przychodzi się przytulać. Szkoda, że Święta będą białe, bo na ostatnim spacerze "na własnych nogach" byliśmy już prawie miesiąc temu...


Hmm... Mamo, zostało Ci trochę kawy na dnie!

wtorek, 26 marca 2013

Ćwiczenia

We czwartek byłam pierwszy raz na pilatesie, a już dziś wykupiłam karnet na 3 miesiące open na fitness i siłownię w pobliskim klubie, przy okazji sprawdzając zajęcia o zachęcającej nazwie "Płaski brzuch". Po pilates najbardziej bolały mnie ręce, po płaskim brzuchu - też ręce. Pierwsze 30 minut to ćwiczenia choreograficzne w stylu "krok w przód, krok w bok", tylko powtarzane po 12-16 razy i dużo bardziej skomplikowane. Miałam kiedyś w liceum ze trzy zajęcia wf poświęcone na fitness i tylko to mnie uratowało przed kompletną kompromitacją. Znałam te najbardziej podstawowe kroki, a resztę instruktorka pokazywała w zwolnionym tempie. 
Kolejne 20 minut to wzmacnianie mięśni brzucha i dopiero wtedy dowiedziałam się o sobie prawdy! Okazało się, że moje nogi są niesamowicie ciężkie!
Na koniec małe rozciąganie przez pięć minut i już! Mogłam staczać się po schodach ze zmęczenia, prosto do szatni.
Następne zajęcia (o ile dam radę rano wstać) już jutro. Tym razem sprawdzę "Zdrowy kręgosłup", podobno lajtowe po "Płaskim brzuchu"! :-)


niedziela, 24 marca 2013

Instrumenty do wanny

Pełne wyposażenie weselnej kapeli
Bobinion nasz uwielbia wszelkie nowości wannowo-gryzakowe. Z tego powodu postanowiliśmy zrobić mu dziś niespodziankę i przy okazji Wielkich Zakupów odbywających się raz na czas kupiliśmy mu instrumenty do wanny. Małż, zapalony muzyk-multiinstrumentalista, ja - muzyk z wykształceniem... Nie mogliśmy przejść obok tego zestawu obojętnie! Dam znać, jak spodobały się Panu Adamowi, może wraz z foto-relacją z pierwszego użycia?

piątek, 22 marca 2013

Dzień z życia Adasia

Zainspirowana wpisem u Agnieszki postanowiłam ku pamięci zapisać też aktualny rozkład dnia Bobioniona.

  • 7.30-8.00 Adaś otwiera oczy. Przez chwilę się przewala w łóżeczku i próbuje wstać (nogi ma jednakże skrępowane w tak zwanym "futerale" - śpiworku i nie jest to prosta sprawa), a następnie nas nawołuje. Małż wstaje, robi mleko, karmi. Dosypiamy do 8.30 lub 9 jeśli mamy czas.
  • 9.00-12.00 to czas na swobodną zabawę, gonienie się wokół słupa, układanie klocków, rwanie kartek papieru i inne radosne brykania. Adaś jest w tym czasie wesoły, śmieje się dużo i wcale nie marudzi! Koło godziny 11 pada, i jeśli jest ładnie idziemy na "kaszkospacer" (nazwa już nieaktualna, kiedyś chodziliśmy na spacery po kaszce na drugie śniadanie), a jeśli jest brzydko to kładę go na nasze łóżko.
  • 12.00-12.30 Adaś się budzi, siada na łóżku i cichutko woła że już wstał. Dostaje drugie śniadanie, najczęściej pół bułki posmarowanej masłem i "czymś": serkiem Bieluchem, rozmamłanymi owocami, albo solo, tylko z masłem. Pokrojoną w kosteczkę dostaje w miseczce-niewysypce i wcina.
  • 12.30-15.00 Czas na spacer, zabawę, harce i bieganie. Około 15 Adam zjada obiad i pada do spania.
  • 16.00-20.00 - Adam ponownie się budzi i znów idziemy balować. Około 20 przygotowuję mu nocną kaszkę, przed 20.30 jest już najedzony, wykąpany i gotowy do spania. Usypia zwykle w 15 minut, czasami schodzi 20, wszystko zależy od stopnia zmęczenia.
Wszystko się szybko zmienia, ale ten rytm utrzymuje się już od dłuższego czasu. Czasem zdarza się, że Adaś obudzi się później (raz nawet spał do 10!), wtedy ucina sobie tylko jedną drzemkę przed obiadem, a czasem, kiedy wstanie wcześniej śpi trzy razy.
Mam nadzieję, że za pół roku będę pamiętać o porównaniu!

wtorek, 19 marca 2013

Pe pe pe i jeszcze jedno PE.


Uff, wizyta kontrolna zaliczona, moi mężczyźni poradzili sobie sami w przychodni zupełnie nieźle! Małż zapytał o wszystko o co miał zapytać, Adaś zaprezentował swoje czyściutkie gardło i pusty nosek a nawet dostał naklejkę "Super pacjent"! Małż twierdzi, że to raczej na pocieszenie, bo podobno okropnie się bał i płakał. Bo mamy z nim nie było, to dlatego! ;)
Antybiotyk mamy więc odstawić po dziesięciu z dwunastu dawek, Nasivin do nosa i tak używaliśmy tylko 3 czy 4 dni, a i Nurofen od dwóch dni nie był już potrzebny. Gorzej z tą wysypką - powiększa się jej zasięg. Pani doktor twierdzi, że może to być słynna "trzydniówka". Hm, sama nie wiem - czytałam, że trzy dni jest gorączka a po niej wysypka, a u nas gorączka skończyła się dwa dni temu. Obserwujemy, jeśli do pojutrza nie zniknie to mamy receptę na Zyrtec. Ach, te dzieci!
Znów pokłóciliśmy się z Małżem. Jestem na niego okropnie zła za poranne przykre słowa. Doskonale wie, jak ciężko mi uwierzyć w siebie, jakim wyzwaniem dla mnie jest zaakceptowanie siebie, a takie teksty wali, że głowa mała! Oczywiście ranna pora, ja rozespana, rozmemłana i gotowa do płaczu na każde jego wezwanie. To płakałam, a on niech patrzy, że mi zrobił przykrość. Bo te wszystkie niepotrzebne słowa to nieprawda! Faceci, co z nimi jest nie tak?!
Kolejne koleżanki biorą śluby w bliższej czy dalszej przyszłości. Jedne bardzo się stresują tym, gdzie będą mieszkać, inne tym, czy nie będą się non stop kłócić z mężami, jeszcze inne martwią się, że rodzinie przyszłego męża nie bardzo się ten pomysł podoba. Wszystko to przeszłam, wszystko to przeżyłam, wszystkiego tego się bałam. Życie każe mi dawać zawiłe odpowiedzi na ich pytania, a one nie potrafią się tym przejąć czy tego zrozumieć. "Wspomnisz moje słowa" dodaję w związku z tym na końcu każdego mądrego zdania o Małżoństwie, i liczę, że będą miały je w pamięci.

poniedziałek, 18 marca 2013

Wszystko wraca do normy


Adaś zdrowieje. Łatwo to poznać - od rana wymyśla co by tu zbroić, łazi po meblach, zrzuca na siebie różne rzeczy... Jest w pełni sił, gotowy do akcji. Jedyna rzecz, która wciąż mnie martwi to te nieszczęsne kupki. Dziś już lepiej, były jedynie 4, ale po każdej była obowiązkowa wymiana ubranek, mycie się aż pod pachy i przepierka. Pupa lekko odparzona, ale powoli się normuje. Gorzej, że wyszła Bobasowi wysypka - nie żeby jakieś wielkie bąble, ale takie różowe kropeczki brzuch-plecy-szyja. Jutro kontrola w przychodni, to pokażemy wszystko pani doktor. Dostał teraz na noc dziewiątą z dwunastu dawek antybiotyku, ale wcale nie miał ochoty jeść (znowu) kaszki. Czasem już tak ma, że kolacja zostaje w lodówce na śniadanie ;)

Mamo, nudzi mi się!
Pierwszy dzień zajęć w ostatnim semestrze studiów i tylko dwie godziny miło spędzone w towarzystwie babki z PWST. Okazuje się też, że nasza przerwa Świąteczna zaczyna się już... we wtorek za tydzień! Także może trochę nadrobię się z pisaniem pracy...?
Po raz pierwszy od dawna kupiłam wracając do domu chałkę z kruszonką. Coś czuję, że będzie to hit najbliższych dni!
----------
Adam jednak się obudził na jedzenie. Pociągnął może z 10 łyków po czym odwrócił głowę i zacisnął usta. Taki właśnie jest ten nasz Buzinek!

piątek, 15 marca 2013

Przyplątała się choroba


Adam odkąd po urodzeniu się wyszedł ze szpitala ani raz nie chorował. A jak teraz się już zdarzyło, to z grubej rury! Przez kilka dni wieczorami miał katar. Przez ostatnie trzy dni pojawił się też w ciągu dnia. Woda morska już nie dawała rady, a kiedy dołączyła do tego temperatura 38,5 od razu pobiegłam z nim do lekarza. No, nie tak od razu, bo zanim się dodzwoniłam do rejestracji to minęło trochę czasu. Na szczęście było jeszcze miejsce i godzinę później byliśmy już w gabinecie. Mój biedny choruniek! Taki był ciepły, ja na złamanie karku leciałam do lekarza, a babka się mnie zapytała, czy dałam mu coś na temperaturę. Oczywiście nie pomyślałam o tym w tym krótkim czasie w domu, zrobiłam więc zmartwioną minę i wytłumaczyłam się, że to jego pierwszy raz i tak się zdenerwowałam, że zapomniałam. Po osłuchaniu i opukaniu pani doktor poleciła trzymać bobasa mocno i próbowała zajrzeć mu do gardła. Adaś z natury jest "kopliwy" więc dostało jej się parę razy, zanim "dokopała się" do gardła. I zrobiła wielkie oczy.
No więc mamy ostre zapalenie gardła i nosa, antybiotyk na 6 dni, Nasivin do nosa, gile do pasa (przynajmniej wychodzą, na początku nic nie schodziło...) i przede wszystkim smutnego szkraba. Jest taki spokojny, siedzi i patrzy przed siebie przez większą część dnia, przytula się, pokłada... Tak mi go szkoda! Te szkliste oczka, wypieki, ciepłe nóżki...
Dobry wybrał czas, bo dziś był ostatni dzień moich praktyk. Prawie się popłakałam jak wychodziłam ze szkoły, tak było fajnie. Co prawda jeden chłopiec mi powiedział że się na mnie obraża, nie lubi mnie i uważa, że nie powinnam być nauczycielem i jestem głupia, ale wyrównała to jedna z dziewczynek mówiąc, że ona by chciała ze mną tysiąc godzin mieć lekcje. Wychowawczyni powiedziała, żebym się nie przejmowała. Ten chłopiec jest wychowywany bezstresowo (cokolwiek to znaczy), poszedł do szkoły jako sześciolatek (mimo negatywnej opinii z poradni) na życzenie rodziców, na wszystko odpowiada "nie".  Zostały dwie minutki, pisz szybko. NIE. No to oddaj kartkę. NIEDogaduje, przeszkadza, rozbija zabawę innym dzieciom. Na wuefie specjalnie nie łapał piłki na złość innym dzieciom, a kiedy wzięłam go za rękę na bok, żeby go upomnieć to mi powiedział, żebym go nie traktowała jak niewolnika. Wychowawczyni powiedziała, że rodzice nie chcą z nią współpracować, że w kółko powtarzają, że "nie pozwolą mu zrobić krzywdy". A tak na prawdę, to oni go najbardziej skrzywdzili - siedmiolatek jest aspołeczny, niemiły, bez szacunku do nauczyciela (nawet do wychowawczyni, bo że do mnie to jestem w stanie zrozumieć).
Adaś zakłada drewniane krążki na patyk i buduje tak wieże. Świetnie mu idzie celowanie dziurką! A największy sukces ostatnich kilku dni: Bobinion potrafi pokazać oko i nos u maskotek i u ludzi też! Taka jestem dumna!
Adaś bez większych problemów obsługuje dotykowy telefon...

niedziela, 10 marca 2013

Wiosenne nowości


Wiosna za pasem, najwyższy czas zacząć spełniać noworoczne postanowienia! Zaczęłam łagodnie, od zakupów. Wybrałam się do Mydlarni Franciszka w zasadzie przypadkiem - popatrzeć, powąchać, pomarzyć... i na zabój zakochałam się w kilku kosmetykach.
Po pierwsze - balsam z masłem shea, na wagę, o zapachu Olong (chińska herbata). Czytałam różne opinie, ale przychylam się do tych pochlebnych. Świetnie nawilża i zmiękcza skórę, a dodatkowo ten zapach... Wcieram codziennie na noc a rano oglądam efekty. Na razie jestem zachwycona.
Po drugie - czarne mydło, czyli savon noir. Zacznijmy od konsystencji: zupełnie jak mocno ciągnący się karmel. Ma to swoje wady (ciężko wyciągnąć z pojemnika), ale jest bardzo przyjemne w dotyku. Używam na razie jedynie do oczyszczania twarzy, jednak można też zostawić na dłużej i użyć jak peelingu enzymatycznego. Skóra zrobiła się zdecydowanie gładsza i przez cały dzień utrzymuje się uczucie czystości. Może to zasługa eukaliptusa, bo właśnie z takim dodatkiem wybrałam czarne mydło.
Kupiłam również ałun - czy ktoś coś o nim słyszał? Może ktoś używał? To jest moje odkrycie roku, absolutny hit. Używam go zamiast dezodorantu - wedle ulotki jest aktywnym środkiem regulującym wydzielanie potu. Nie zatyka porów, nie zostawia śladów. Wszystko się zgadza! Może służyć też do ekspresowego zabliźniania niewielkich ran (np. po zacięciu się), łagodzenia ukąszeń owadów... Sprawdzimy go na wszystkie sposoby przez lato.
Od czwartku zaczynam pilates - trzymajcie kciuki.

Dziś usypiałam Adasia 2 godziny. W nocy z piątku na sobotę dostał kataru. Co jest dziwne, przez dzień nawet nie siorbnie nosem, a wieczorem prawie nie może oddychać. Dziś z bezradności, złości, zmęczenia i natłoku pracy czekającego za ścianą nakrzyczałam na niego, poryczałam się, zostawiłam samego w ciemnym pokoju... Teraz jest mi strasznie wstyd :(

sobota, 9 marca 2013

Sobotnie eksperymenty kuchenne


Sobota to szczególny dzień. U nas zawsze poświęcany na porządne porządki i gotowanie. Dziś Adaś miał jeść zupę-krem marchewkową, ale z dwóch powodów to się nie udało. Po pierwsze - był głodny wcześniej niż zupa była gotowa, a po drugie - w życiu nie gotowałam zupy marchewkowej, więc można to potraktować jako Zupę Marchewkową z Nutą Fantazji.
Dwie duże marchewki i jednego dużego ziemniaka pokroiłam kostkę. Do tego malutka cebulka, odrobina koperku i pół jabłka. Ugotowałam, lekko podmiksowałam (żeby nie było zupełnie wodniste).
Nie wiem skąd mi się wzięło jabłko w zupie, ale nadaje jej lekko słodkawy smak. Cebuli następnym razem nie wrzucę, bo zbyt intensywnie pachnie. Ja próbowałam czy dobre - no cóż, całej porcji bym nie zjadła. Adaś dostał w ramach przekąski trzy czy cztery łyżeczki na spróbowanie i stanowczo domagał się więcej!
Bobinion jest wszystkożerny - uwielbia bułeczkę posmarowaną naturalnym jogurtem czy Bieluchem, zje rozgniecione jabłko z bananem i płatkami owsianymi, ryżowe wafle - hit na bolące zęby... Zdrowo się odżywia, nie to co rodzice! ;)

piątek, 8 marca 2013

Pójdź królewno konwalie ze mną rwać


Pierwszy tydzień w szkole za mną. Nie stresowałam się tak jak w przedszkolu przez pierwsze dni, bo z dziećmi szkolnymi miałam całkiem sporo do czynienia (w porównaniu do doświadczeń przedszkolnych). Sporo się nauczyłam ze względu na tematy jakie mi się trafiły - wodne zwierzęta. Klasa jest nieliczna, zaledwie 18 uczniów, ponieważ jest to oddział integracyjny. Jest drugi nauczyciel i ogólnie komfort pracy jest nieporównywalny z 30-sto osobową masówką. A jeśli dwoje uczniów w szpitalu, ośmiu chorych i na lekcjach jest ośmioro dzieci... Cudownie jest, wspaniale. Ani raz nie musiałam podnieść głosu czy poważniej ich upominać.
Byliśmy na kontroli w naszej Najulubieńszej Poradni u Pani w Kocich Okularach. To trzecia z rzędu "już ostatnia" wizyta, a kolejna w czerwcu... Adaś waży 10 740 i podobno jest na górnej granicy prawidłowej wagi! Nie wierzę w to, jak dla mnie jest w sam raz - ani nie ma wałeczków ani nie same kości. Ma 79 cm na wysokość (tak, tak, w końcu nie "na długość!") i pięknie się rozwija. W tej wizycie była ważna też jeszcze jedna rzecz - jechałam z nim tam tramwajem bez wózka! Wyszliśmy z domu wcześniej, bo była piękna pogoda i Adaś szedł sam na nóżkach na przystanek i potem do przychodni. Bardzo grzecznie czekał w poczekalni, siedział cichutko na krześle i rozglądał się dookoła. Po drodze dopadło nas coś, co dopada chyba każdą mamę z małym dzieckiem. Starsza Pani Radząca. Przyzwyczaiłam się do Babcinych "czy nie jest mu za ciepło/za zimno w kurtce/szalika/w butach...", ale obca baba, która pyta mnie z oburzeniem "CZY ON TAK ZAWSZE CHODZI BEZ CZAPKI??" mocno mnie zdenerwowała. Na czas zdążyłam ugryźć się w język (całe szczęście że już wysiadała). Ja wiem, że to z dobrej woli, że ona po prostu MUSI zwrócić uwagę. Grrr!

A tak się cieszył z huśtania na huśtawce.
Do nowości w ostatnim czasie muszę obowiązkowo dopisać moją największą dumę - wreszcie zupełnie sam pije z kubka z dzióbkiem! Nie tylko kiedy jest pełny i nie trzeba przechylać, ale do ostatniej kropelki. Przechyla główkę, rączki w górę z kubeczkiem i elegancko siorbie. Od kilku dni wstaje na środku pokoju - z siadu klęka, potem na jedno kolanko (jakby się oświadczał), hyc do góry pupę i stoi! Byliśmy też pierwszy raz na placu zabaw celem zapoznania Pana Adama z oprzyrządowaniem. Na naszym placu zabaw jest wydzielona część dla mniejszych dzieci, ze specjalnymi huśtawkami, małą zjeżdżalnią, osobną piaskownicą... Oczywiście wygrała huśtawka. Adaś biegał po placu zabaw piszcząc i krzycząc z zachwytu! 

sobota, 2 marca 2013

1-18


To tytuł pamiątkowego albumu dla Adasia, który jest w trakcie siętworzenia. Z okazji pierwszych urodzin łapiemy różnych naszych bliższych znajomych i robimy im zdjęcia z rocznym Adasiem. Jedne są poważne, inne całkiem zwariowane - wybór pozy zależy wyłącznie od inwencji osób fotografowanych. Jest jednak mały kruczek - zdjęcia będą powtórzone za 17 lat (jak dożyjemy!).
Pomysł wydaje się fajny, jednak realizacja... Ciężko. Nikt nie ma czasu umawiać się na zdjęcia (no, prawie nikt), a jak już przyjdzie ktoś, to w domu wychodzą nienajładniejsze zdjęcia (słabe światło, pomarańczowy kolor...), głównie ze względu na późnopopołudniową porę odwiedzin. Tak już składamy to od jakiegoś czasu, jednak dopiero dziś zgrałam zdjęcia na komputer i im się przyjrzałam. Najbliższe nam osoby przyszły. Mam nadzieję, że będzie ich więcej, bo na razie to dosłownie kilka twarzy, a z tego to albumu nie będzie.
Dziś na basenie Adam pływał ze skrzydełkami! A przynajmniej próbował, przez ostatnie 10 minut zajęć. Bardzo starał się je zjeść (zwłaszcza, kiedy były założone) i generalnie mało mu się podobały. Nie załapał o co chodzi i kilka razy napił się wody. Na plecach udało mu się przez chwilkę utrzymać, ale zaraz odchylił głowę do tyłu aż zalał sobie oczy. Na szczęście jest przyzwyczajony do basenu i nie płakał nic a nic. Za tydzień spróbujemy jeszcze raz, chociaż na chwilkę, w końcu to już całkiem dorosły gość!

piątek, 1 marca 2013

Słowo na marzec

Niezwykle trafne:
Dzieci i zegarki nie mogą być stale nakręcane. Trzeba im dać trochę czasu na chodzenie.

Czas wymyka nam się z rąk...

Dziś był ostatni dzień praktyki w przedszkolu. Oczywiście kiedy już przyzwyczaiłam się do ciągłego hałasu i kiedy nauczyłam się wreszcie wszystkich imion dzieci - nadszedł koniec. Nie było tak źle. Zaliczyłam kilka dodatkowych zajęć dla dzieci, jak na przykład logorytmikę czy zajęcia plastyczne w Domu Kultury (na których nawet ulepiłam sobie z gliny baranka na Wielkanoc). Babka-wychowawczyni nie robiła mi żadnych problemów, pozwalała mi samej radzić sobie z rozkrzyczanymi dziećmi (no chyba, że już naprawdę przesadzali) i wystawiła mi piękną opinię (taką samą jak dziewczynom z innych oddziałów...). Dzieci mnie polubiły, codziennie rano przybiegały się  przytulać, a popołudniu pytały, czy jutro też przyjdę. Narysowałam około 30 księżniczek (plosę taką z prostymi włoskami... albo nie... taką jak Merida! A potem księżniczkę Barbi-Wokalistkę!), chociaż starałam się przekierowywać uwagę tych dzieci na odrysowanki z szablonami (są bardzo słabi grafomotorycznie) albo na wyklejanki-wydzieranki z resztek kolorowego papieru pozostałego po wycinaniu koron na Dzień Kobiet. Było fajnie i na pewno będę za nimi tęsknić. Już mi smutno, że w poniedziałek ich nie zobaczę!
Były też związane z tym zmiany organizacyjne w domu - miałam przez te dwa tygodnie Koguta Domowego, który świetnie się sprawdził w nowej roli. Obaj moi mężczyźni dzielnie zostawali w domu, gotowali obiady, sprzątali, myli i odtykali wannę... Zobaczymy co będzie przez kolejne dwa tygodnie, kiedy będę znikać do szkoły!
W związku z tym wszystkim nie miałam też czasu na nic - wracałam, padałam na twarz, po uśpieniu Adasia pisałam scenariusz na następny dzień, drukowałam pomoce, dziurkowałam obrazki... Muszę się szybko odrobić przez weekend!
Adaś dziś okropnie marudził. Chyba ostatnia faza wyżynania się zęba na dole (coś około prawej czwórki) właśnie trwa. Był nawet dość ciepły, ale termometr wskazywał maksymalnie 37,2. Smarowanie Dentinoxem przynosi ulgę jedynie tuż przed spaniem, kiedy jest już na skraju wymęczenia. Więc nie wytrzymałam i rozdziewiczyliśmy syrop na Wszystko Co Złe. Dodam, że kupiliśmy go po pierwszym (!) szczepieniu Adasia, na wszelki wypadek. Przeleżał w szafce blisko rok, nietknięty. I dziś premiera. Cud! Adam po pół godziny wrócił do formy, przestał marudzić i ryczeć, a zajął się wesołą zabawą. Oczka mu się świecą, są lekko podkrążone - wygląda na początek pierwszego w naszej karierze przeziębienia. Oby nie!
Nie jestem nadgorliwą mamą. Pozwalam Adasiowi na badanie tego, co wokół; pozwalam mu włazić w ściany, wywracać się, przytrzasnąć sobie lekko paluszki, ugryźć suchą bułkę czy pokrywkę od garnka; dajemy mu grać na gitarze, spadać z kanapy (oczywiście nie specjalnie!), nie rozczulam się specjalnie jak zdarzy mu się zjechać z naszego łóżka i zrobić przewrót przez twarz. Kocham go i nie pozwoliłabym mu zrobić sobie krzywdy (czy żeby ktoś inny mu zrobił). Ale dziś nie dałam rady. Widać było, że coś go boli, że cierpi i stąd ten syrop. Wiem, że 37,2 to nie jest nawet gorączka i że zęby trzeba jakoś przeżyć. Usprawiedliwiam się sama przed sobą, że to pierwszy raz (i że jeszcze tylko rok ważności syropu :p).