poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Dwa słowa o świątecznych kłótniach

W mojej rodzinie Święta zawsze były czasem na najbardziej spektakularne kłótnie i obrażanie się. A bo to ktoś za cicho powiedział Dzień dobry, a bo to ktoś wypominał komuś innemu, że nigdy nie podróżował, albo, że musiał dawać dziecku pieniądze, żeby matka mu pozwoliła do niego dzwonić. Tym razem poszło o imię.
Wujek W. ma 45 lat, kawaler, jedno nieślubne dziecko z jego nazwiskiem a teraz narzeczoną w ciąży. Jest ostatnią szansą na przedłużenie żywotu mojego rodowego nazwiska, ponieważ zostało "nas" dosłownie kilkoro. Ojciec wujka W. ma na tym punkcie absolutnego fioła. I zamiast się cieszyć, że będzie chłopiec, że będzie miał to nazwisko, które prawdopodobnie przekaże dalej... Rozpacza. Że już jedno nieślubne było (ale dziewczynka, więc nazwiska nie przekaże) a teraz CHŁOPAK tak wyczekany i też nieślubny! A na dodatek... będzie miał na imię Borys!
Jestem zwolennikiem krótkich, łatwych imion, bez zbędnego udziwniania. Oczywiście rozumiem i szanuję to, że to RODZICE mają ostateczny głos. Nie mam nic przeciwko Borysowi. Ale on ma. To ja zapytałam przy stole czy wybrali już imię, a kiedy wujek W. powiedział Borys jego ojciec i matka chwycili się za głowy. Ojciec stanowczo zaprotestował, matka zaczęła wymyślać miliony powodów dlaczego nie Borys, a wujek W. ... kiwał tylko głową.

Dobry jest. Wiem jak to jest, kiedy wszyscy (prawie) najbliżsi dookoła krytykują twój wybór, bo przeszłam to przy wyborze studiów. A on się nie ugiął. Może to doświadczenie (zawsze był traktowany jak czarna owca w rodzinie), może to stanowczość związana z wiekiem...
W każdym razie rodzinna bomba wybuchnęła kolejny raz w rodzinny dzień.


Picie z kubka 360 - you're doing it wrong ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz